Brad
Welcome To The Discovery Park
[Redline; 13 sierpnia 2002]
Prawdopodobnie po to zostaje się zawodowym krytykiem muzycznym. Nieudany dzień, brzydka pogoda, więc można zjechać jakąś płytę, a potem zgłosić się do redakcji po wierszówkę. A oto i idealny kandydat: nowy album Brad.
Niestety nie jestem zawodowym recenzentem, słucham muzyki wyłącznie dla przyjemności, i pisanie źle o płytach nie sprawia mi satysfakcji, no bo żeby źle napisać o płycie wypada jej jednak trochę posłuchać. Niemniej pan Shawn Smith jest wykonawcą którego lubię, i z tego powodu po prostu chciałem dostrzec w albumie jakieś pozytywy - więc słuchałem i słuchałem... I faktycznie, po trzech tygodniach słuchania za strawną uznałem jeszcze jedną piosenkę, w związku z czym ich ilość wzrosła o 50%... Sami obliczcie do ilu...
Brad uznawany jest za projekt Stone'a Gossarda z Pearl Jam. Nie ma co ukrywać, że bliżej stylistyce Brad do innego zespołu w którym kiedyś śpiewał Smith - czyli Satchel. Ale podczas gdy "The Family" jest albumem mającym swój klimat, urok i nastrój, "Welcome..." jest po prostu nijaki. Nijakie melodie, dziwne teksty z wstawkami typu ła ła ła ła, la la la la, pa pa pa pa i innymi przerywnikami. Większość utworów autorstwa właśnie Smitha, który najwyraźniej przechodzi kryzys twórczy. Cóż, może rock to faktycznie muzyka ateistyczna (satanistyczna??) i niedobrze na twórczość Smitha wpłynęło demonstrowane przez niego ostatnimi czasy chrześcijaństwo... W każdym razie nie jest dobrze.
Trzy gwiazdki jak trzy utwory które niżej podpisany wyłowił spośród bezbarwnej całości. Nie będę wymieniał tytułów, każdy może się pomęczyć, i posłuchać samemu. Szczerzę wątpię czy znajdzie ich więcej niż ja. No już dobrze, przestało padać. Szkoda tylko że nie jestem zawodowcem, i nie dostanę wierszówki...