Sigur Rós
Ba Ba Ti Ki Di Do [EP]
[Geffen; 23 marca 2004]
Recenzując najnowszą EP-kę Sigur Ros nie sposób nie wspomnieć o genezie jej powstania. W tym celu, powinniśmy się cofnąć parę miesięcy wstecz, aby przypomnieć wydarzenia, które miały ogromny wpływ na jej zawartość.
Był 14 października 2003 roku. W Brooklyn Academy Of Music miała miejsce premiera nowego, eksperymentalno-tanecznego spektaklu w reżyserii sławnego choreografa Merce'a Cunninghama. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadać miały, zaproszone do współpracy dwa rockowe zespoły. Jednym z nich była najważniejsza brytyjska grupa ostatnich lat, czyli Radiohead, natomiast drugim wykonawcą okazali się niesamowici Islandczycy z Sigur Ros. Wcześniej każdy z zespołów zobowiązany był przygotować szkice własnych kompozycji, a ich prezentacja miała nastąpić w dniu premiery całego spektaklu. Najważniejszym punktem programu miała być jednak konfrontacja najrozmaitszych sekwencji tanecznych w wykonaniu grupy tancerzy Cunninghama z muzyką wspomnianych wcześniej artystów.
Efekty tego oryginalnego i intrygującego przedsięwzięcia, jak do tej pory, szerszemu gronu odbiorców zdecydowali się przybliżyć tylko twórcy "Ágaetis Byrjun". Dzięki temu do naszych rąk trafiła EP-ka o niecodziennym tytule: "Ba Ba Ti Ki Di Do".
Nowe wydawnictwo Sigur Ros zawiera zaledwie trzy kompozycje. Wszystkie tworzą jedną, dosyć zwartą całość, gdzie dominuje delikatne brzmienie przypominające melodie z pozytywek ("Ba Ba"). Muzycy nie stronią także od nowatorskich rozwiązań w obrębie muzyki elektronicznej ("Ti Ki"). Od czasu do czasu pojawiają się partie instrumentów klawiszowych: głównie fortepianu i keyboardów. Co jednak najbardziej zaskakujące, sekcję rytmiczną Sigur Ros zastąpili dźwiękiem...baletek! W zamykającym EP-kę "Di Do" muzycy wplatają także fragmenty samplowanego głosu samego Cunninghama. Jednak o ile "Ti Ki", a przede wszystkim "Ba Ba" pozostawiają umiarkowanie pozytywne wrażenia to ostatnia kompozycja kompletnie nuży, a także zniechęca nadmierną monotonią i bezbarwnością. EP-kę wypełnia muzyka wyciszona i eksperymentalna, daleka od tego co dla Sigur Ros charakterystyczne. Przede wszystkim brakuje przepełnionego smutkiem, przejmującego głosu Jonsiego Thor Birgissona. Próżno też szukać przeszywającego i przestrzennego brzmienia gitar, którym muzycy wyczarowywali klimat odrealnionej melancholii.
"Ba Ba Ti Ki Di Do" trudno zatem traktować w kategoriach kolejnego "normalnego" wydawnictwa zespołu. Najnowsza EP-ka jest eksperymentem, który prezentuje całkiem przyzwoity poziom. Zaprzysiężonym fanom grupy może umilić czas oczekiwania na następcę długogrającego "( )".