Ocena: 7

The Unicorns

Who Will Cut Our Hair When We're Gone?

Okładka The Unicorns - Who Will Cut Our Hair When We're Gone?

[Alien8; 2003]

Przyjrzyjcie się okładce tej płyty... Jest ona doskonałym zobrazowaniem tego, czego doświadczymy zanurzając się w świat Jednorożców. Złowrogie wyładowanie atmosferyczne przeszywające anielsko delikatną tęczę, niebiańskie chmurki, skrawek zieleni i błękit oceanu z rozmywającym się, pełnym wątpliwości, mrocznym zapytaniem... Who will cut our hair when we're gone?

Ze świecą szukać drugiej takiej grupy. Jedyne, co może przyjść do głowy po zapoznaniu się z tym albumem, to skrawki skojarzeń z psychodelią w wydaniu Flaming Lips, z melodyjnym rockiem Hot Hot Heat i syntetyczną improwizacją ostatniego Trans AM. Cała esencja twórczości The Unicorns tkwi jednak w ich specyficznym poczuciu estetyki i humoru. Dwaj kanadyjczycy nie stronią od kontrastów, infantylności, kakofonii i stylizowanego kiczu. Ujmują je jednak w tak intrygujące formy, iż wprost nie sposób nie wyrazić podziwu dla oryginalności brzmienia ich dzieł. Granice ich instrumentalności biegną od sążnistych gitar i stanowczej perkusji, przez idylliczne fujarki z Zakopanego rodem, do plastikowych wynaturzeń syntezatorów. Ani razu nie popadają jednak w maniery noise rocka, popu, alt-country czy też dance punka. Zgrabny slalom pomiędzy wieloma gatunkami rocka zaowocował dobrym, zarówno oryginalnym jak i przebojowym (!) albumem. Rzecz naprawdę unikalna - jak prawdziwy jednorożec.

Wiele możnaby pisać o scenicznych występach Jednorożców... Ponoć w cenę biletu na koncert, wliczeni są bezdomni ludzie szwędający się po scenie, możliwość skosztowania rzucanych ze sceny kanapek z masłem orzechowym, wystawianie teatrzyków kukiełkowych i pokazy regularnych walk pomiędzy członkami grupy. Nie powinno być to zaskoczeniem dla kogoś, kto wcześniej zapoznał się z "Who Will Cut Our Hair When We're Gone?". Wbrew pierwszym skojarzeniom, które mogą pojawić się już po przeczytaniu tracklisty płyty (od "I Don't Wanna Die" do "Ready to Die"), krążek ten nie sprzyja nastrojom depresyjnym i traumatycznym. Słuchanie The Unicorns to jak rozpakowywanie wielkiego pudła z ukrytą wewnątrz niespodzianką. Po pełnym wściekłej ciekawości zdarciu wstążeczki i błyszczącego sreberka, naszym oczom ukazuje się kolejne, tym razem nieco mniejsze pudełko. Otwieramy je sądząc, iż dotarliśmy do sedna, gdy nagle widok kolejnej paczuszki pozbawia nas złudzeń, intrygując coraz bardziej. Album ten niezwykle rozbudza ciekawość. Nie sposób przewidzieć co za chwilę zaśpiewa wokalista i jaki instrument zabrzmi w tle. Można jedynie oczekiwać, iż dana piosenka zostanie nagle wywrócona do góry nogami - wkroczy nowa linia melodyczna, nastrój ulegnie kompletnej zmianie, a wokal z sennego i melodyjnego zawodzenia zamieni się w chociażby rap. Ten sposób muzycznej narracji nie dopuszcza możliwości szybkiego zmęczenia się materiału i tym samym znużenia słuchacza.

Utwory takie jak "Ghost Mountain", "Jellycones" czy "Sea Ghost", noszą najwięcej znamion ów rozchwianego stylu. Na krążku nie znajdziemy ani jednego kawałka, o którym możnaby powiedzieć, iż jest "normalnym" przedstawicielem danego gatunku. Są oczywiście chwile, gdy zespół zbliża się ku czystemu rockowi ("The Clap"), czy lgnie w kierunku indie-popowym (wizytówkowy utwór "I Was Born (a Unicorn)"), lecz w każdym przypadku zręcznie udajemu mu się wyskoczyć z wszelkich szufladek. Prócz wyżej wymienionych tytułów, godne zauważenia są min. "Child Star", w którym, po dość melancholijnym jak na The Unicorns wstępie, słyszymy intrygującą wymianę zdań w stylu improwizowanej dziecięcej kłótni, melodyjny i spokojny Inoculate The Innocuous czy też chwytliwy Tuff Luff.

"Who Will Cut Our Hair When We're Gone?" to album przebojowy, lecz nie w ten znany, radiowy sposób. Owszem, melodie wpadają w ucho, czasami można nawet ukradkiem zanucić fragment tekstu, lecz ogół ostatecznych wrażeń estetycznych dalece odbiega od tradycyjnych radiowych norm. Niezależnie jednak od stosowanych udziwnień i wariactw, kanadyjczycy nagrali płytę bardzo udaną. Strach tylko pomyśleć, co znajdzie się na ich następnym albumie...

Łukasz Jadaś (15 marca 2004)

Oceny

Artur Kiela: 7/10
Średnia z 7 ocen: 6,85/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także