Ocena: 9

Four Tet

Rounds

Okładka Four Tet - Rounds

[Domino; 6 maja 2003]

Sensacja! Odkryto zaginiony rękopis Stanisława Ignacego Witkiewicza, autor zrezygnował z umieszczenia tego tekstu w pierwszym wydaniu "Narkotyków". Niesamowite, ale nazwa tajemniczego specyfiku jest identyczna z tytułem wydanego w zeszłym roku albumu z muzyką elektroniczną. Co więcej, opisywane przez artystę omamy słuchowe są bliźniaczo podobne do utworów autorstwa Kierana Hebdena.

"Rounds"

Pewnego dnia nieoceniony dr Szmurło zatelefonował do mnie i powiedział, że zupełnym przypadkiem wpadł mu w ręce preparat o nazwie "Rounds". Znając moje zamiłowanie do eksperymentów, przyjaciel zaproponował mi wypróbowanie tego specyfiku. Nie bez pewnych oporów, zgodziłem się. Słyszałem wcześniej dość niepochlebne opinie o "Rounds" - śmiałkowie, którzy próbowali tego narkotyku nie doświadczali ponoć niczego poza zintensyfikowanymi widzeniami hipnagogicznymi. Zaraz po tych majakach zapadali w sen i seans nie gwarantował im praktycznie żadnych ekscytujących wrażeń. Pamiętając jednak niesamowitość wizji peyotlowych i prawie kompletną dla nich ignorancję, którą okazał dr Szmurło, postanowiłem nie polegać zbytnio na jego opinii i doświadczeniach "znawców". Po otrzymaniu pudełka zawierającego 10 piguł rozpocząłem przygotowania do seansu.

Wieczorem zażyłem pierwszą kapsułkę - widniał na niej napis "Hands". W sekundę później doświadczyłem jednego z bardziej niesamowitych przeżyć w życiu. Przedziwną siłą zostałem wrzucony w głąb samego siebie. Pierwszym objawem jaki słusznie przypisałem działaniu drogu był dźwięk bicia serca. Ku swojemu ogromnemu zdumieniu odkryłem, że "Rounds" wywołuje dźwiękowe halucynacje. Pierwsza piguła specyfiku "grała" wewnątrz mnie utwór muzyczny. Czegoś takiego nie oferował żaden z poznanych przeze mnie narkotyków!!! Moje uszy zaczęły "odbiór" dźwięków (przez cały seans nie usłyszałem śpiewu). Rytm, dzwonki, lekki motyw zadziwiający melodyką. Co zdobędzie przewagę? Wygrywa melodia, to ona decyduje o charakterze utworu chociaż jest schowana za dzwonkową ścianą i łamana absolutnie niesymetrycznym rytmem. Chcąc spotęgować wrażenia łyknąłem drugą pastylkę. Pojawiła się inna melodia przerywana dźwiękiem brzęczącej muchy. Odgłos wyimaginowanego owada stał się coraz bardziej metaliczny. A może hałas wywoływało równie nierealne, rozregulowane radio? Działanie trzeciej pigułki trwało tylko chwilę, doskonale przygotowało mnie na kolejną intensyfikację doznań. Wtedy zrozumiałem, że kolejność, w której należy przyjmować pastylki jest zamierzona - wszystkie 10 porcji "Rounds" stanowi całość. Czwarta porcja narkotyku podpisana "My Angel Rocks Back and Forth" - powodowała najwspanialsze doznania dźwiękowe. Zostałem "podłączony" do respiratora (jakże wyraźny był jego odgłos), przez ciało popłynęła podniosła i urzekająca partia instrumentu klawiszowego. Piguła piąta wywołała zupełnie odmienny stan. Dominował szaleńczy galop smyczków. Nieprawdopodobne, aby największy nawet wirtuoz mógł grać z taką szybkością - zaiste, motyw wygrywały "Niematerialne Palce". Po zażyciu "Spirit Fingers" jedyny raz podczas seansu doświadczyłem czegoś na kształt wizji. Znalazłem się na Worobiowych Wzgórzach w Moskwie i ujrzałem galopujące postacie, stukotowi końskich kopyt towarzyszyła "pędząca" melodia. Jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mi ich imiona: Woland, Korowiow, Behemot, Małgorzata i Mistrz. Jeśli kiedyś ktoś sfilmuje ich historię, a motyw, który słyszałem będzie towarzyszył opisywanej przez mnie scenie, obiecuję zmienić swoje negatywne nastawienie do kina w ogóle! Dwie następne pigułki nie wywarły już na mnie tak dużego wrażenia, po zażyciu "Unspoken" przez prawie 10 minut powtarzał się usypiający motyw. Pomimo, że występował w wielu "wariantach" i towarzyszyły mu rożne dodatki rozpraszające nieco moją uwagę, nie zachwycał. Może szósta porcja narkotyku byłaby bardziej interesująca gdyby nie poprzedzały jej dwie poprzednie, charakteryzujące się o wiele silniejszymi doznaniami. Pastylka nr. 7 była półminutowym przerywnikiem. Dźwięki jakich doświadczyłem przypominały stłumiony pomruk tybetańskich dud. Kolejna kapsułka kontynuowała we mnie dalekowschodnie skojarzenia. Orientalny motyw przewodni, wyklaskiwany rytm, stukot bębnów, uderzenia w najgłośniejsze talerze perkusji - przeniosły mnie gdzieś w okolice Rangunu albo Bangkoku. Przedostatni element narkotyku "grał" we mnie średniowieczną balladę, opowieść bez słów wyłaniała się gdzieś spomiędzy połamanego rytmu i "zaczarowanych" dźwięków gitaro-harfy. "Slow Jam" zanurzył moją osobę w wannie słyszanych już odgłosów, przerywanych dźwiękami piszczących zabawek kąpielowych.

Seans z "Rounds" trwał tylko trzy kwadranse. Trzy czwarte godziny wystarczyło, abym, z pełną odpowiedzialnością mógł rzec: Ocknijcie się palacze i pijacy i inni narkomani, póki czas! Precz z nikotyną, alkoholem i wszelkimi "białymi obłędami". Zanim sięgniecie po kolejny "ogłupians" w postaci papierosika, kieliszeczka albo płyty z dancingu, wiedzcie, że istnieje środek pozwalający zakosztować o wiele wartościowszych przeżyć. "Rounds" działa na podświadomość w nieszkodliwy sposób. Używka nie powoduje uzależnienia - zażywając ją trzeba się mocno skoncentrować na doznaniach, które oferuje. Tylko wtedy można odkryć wszystkie zalety tego narkotyku.

Zakopane, 6.V.1929

Witek Wierzchowski (13 marca 2004)

Oceny

Witek Wierzchowski: 9/10
Kamil J. Bałuk: 8/10
Piotr Wojdat: 8/10
Tomasz Łuczak: 8/10
Kasia Wolanin: 6/10
Średnia z 21 ocen: 7,76/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także