Ocena: 8

Acid Mothers Temple & The Melting Paraiso U.F.O.

Univers Zen Ou De Zero A Zero

Okładka Acid Mothers Temple & The Melting Paraiso U.F.O. - Univers Zen Ou De Zero A Zero

[Fractal Records; 2002]

Acid Mothers Temple to najdziwniejszy zespół z jakim miałem do tej pory do czynienia. Gdy pierwszy raz zetknąłem się z muzyką tejże grupy, a było to całkiem niedawno - byłem w niemałym szoku. Nasuwały mi się rozmaite pytania, przede wszystkim: jak można w tak przedziwny sposób grać? Wiedziałem jedynie, że czegoś podobnego do tej pory nie słyszałem i że trzeba będzie się z tym zmierzyć.

"Univers Zen Ou De Zero A Zero", czyli omawiane przeze mnie kolejne już dzieło AMT to prawdziwy eksperyment, rzecz mocno awangardowa i pokręcona. Dlatego też zdaje sobie sprawę, że to co znalazło się na tym albumie może być dla wielu fanów dobrej muzyki po prostu niestrawne i niemożliwe do ogarnięcia. Muzykom trzeba jednak przyznać, że w tworzeniu tak niemalże ekstremalnie psychodelicznej muzyki są mistrzami.

Sam zespół pochodzi z Japonii i jego główną postacią jest niejaki Makoto Kawabata, znakomity gitarzysta, który zgromadził wokół siebie wielu muzyków z Kraju Kwitnącej Wiśni (m.in. Cotton Casino, Higashi Hiroshi czy Kawabata Makoto), w celu tworzenia eksperymentalnej, psychodelicznej muzyki inspirowanej twórczością Karlheinza Stockhausena, krautrockiem, progresywnym hard rockiem z lat 70-tych, a także acid rockiem i miejscami noise'm. Acid Mothers Temple istnieją od 1996 roku i mają już na swoim koncie masę albumów, z czego większość nagraną wraz z zespołem towarzyszącym The Melting Paraiso U.F.O. Omawiana przez mnie płyta pochodzi z roku 2002 i należy do tych najbardziej cenionych przez fanów (wyznawców?) albumów Acid Mothers Temple.

Przyznam szczerze, że bardzo trudno było mi się ustosunkować do tej muzyki. Postawiłem jednak w pełni na moje własne, subiektywne odczucia, związane ze słuchaniem i odbiorem tej trochę chorej i wirującej muzyki. Dlatego też nie gwarantuję, że "Univers Zen Ou De Zero A Zero" przypadnie wszystkim do gustu. Tak z pewnością nie będzie i obawiam się, że to raczej wytrwali będą w stanie wytrzymać to muzyczne szaleństwo. Można jednak ten zespół potraktować jako muzyczną ciekawostkę i spróbować własnych sił w starciu z AMT.

Na "Univers Zen Ou De Zero A Zero" składają się cztery niezwykle długie kompozycje i dwie krótsze. "Electric Love Machine" i najdłuższy "Blues Pour Bible Noire" to kompozycje bardzo, ale to bardzo hałaśliwe z nagromadzeniem różnych dźwięków generowanych przez przedziwny sprzęt elektroniczny. I o ile ten pierwszy utwór zawiera gitarowy motyw przywodzący na myśl Jimiego Hendrixa, to ten drugi wydaje się już być w pełni dziełem Acid Mothers Temple. "Blues Pour Bible Noire" jest jednocześnie najlepszym fragmentem płyty i wydaje się, że w największym stopniu oddaje styl jaki obrali Japończycy. "Ange Mecanique" to już utwór zdecydowanie spokojniejszy: z gitarami akustycznymi i z kobiecym (lekko zawodzącym) wokalem, który w końcowych partiach staje się kompozycją bardziej tajemniczą i mroczną. "Trinite Orphisque" jest zaledwie krótkim przerywnikiem pomiędzy kolejnymi fragmentami (w porównaniu do pozostałych nagrań, które ciągną się od kilkunastu do dwudziestu kilku minut). "Soleil De Cristal Et Lune D'Argent" przypomina trochę Dead Can Dance, a to za sprawą przejmującego kobiecego wokalu, który nasuwa skojarzenia z Lisą Gerrard. Potem jednak kompozycja na tyle się rozwija i zmienia, że wcześniejsze wrażenie szybko mija i wiemy, że tak naprawdę mamy do czynienia z Acid Mothers Temple, a nie twórcami "najpiękniejszej płyty jaką wydała kultowa wytwórnia 4 AD" - mowa oczywiście o "Within The Realm Of A Dying Sun". Wracając do Acid Mothers Temple, jak dla mnie po piątej kompozycji, czyli "Soleil De Cristal Et Lune D'Argent" płyta ta mogłaby się skończyć. "God Bless AMT" to po prostu utwór-żart: początkowo, przez dłuższy czas słyszymy śpiew ptaków puszczony z taśmy, po pewnym czasie dochodzą do tego obłąkańcze śmiechy, a na końcu wrzask muzyków Acid Mothers Temple. Kto to wytrzyma? W tym przypadku chyba nikt - jest do zdecydowanie niestrawne i trochę psuje tzw. "wrażenie całości".

Tak więc naprawdę ciężko jest stwierdzić jednoznacznie czy jest to dzieło wybitne, czy też zwyczajna ciekawostka muzyczna. Dla jednych (głównie fanatyków AMT) będzie to niesamowite muzyczne przeżycie, innych z kolei odrzuci po pierwszym przesłuchaniu, ale będą i tacy, którzy odczują umiarkowany zachwyt. Mnie się "Univers Zen Ou De Zero A Zero" bardzo podoba, a ocenę z 7 na 8 podwyższam za wspaniały utwór nr 3, czyli "Blues Pour Bible Noire".

Piotr Wojdat (24 stycznia 2004)

Oceny

Piotr Wojdat: 8/10
Średnia z 3 ocen: 8/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także