Arab Srap
Monday At The Hug And Pint
[Matador; 21 kwietnia 2003]
Na wstępie powiem, iż trudno jest recenzować płytę, która, mówiąc kolokwialnie, ani mnie mierzi ani grzeje i nie chodzi tu bynajmniej o to, że nie lubię Arab Strap, ponieważ jest wprost przeciwnie. Znam większość ich poprzednich albumów i nawet powiem więcej: bardzo lubię "Elephant Shoe" czy "The Red Thread". Szkocki duet ponadto to jeden z tych wykonawców, który nagrywając kolejne płyty nie schodzi poniżej pewnego, dość wysokiego poziomu. Jednak po wielokrotnym wysłuchaniu "Monday at the Hug and Pint" mam pustkę w głowie i niewiele do powiedzenia na temat tego albumu.
Ostatnie wydawnictwo Arab Strap to płyta podobna do innych czyli bardzo dobra. Aidan Moffat po raz kolejny przekonuje nas do tego, że jest świetnym wokalistą i niepowtarzalnym autorem tekstów. Po przesłuchaniu "The Shy Retirer" i "Fucking Little Bastards" nie potrzebuję innych dowodów. Lubię ten rodzaj wokalu: męski, powolny, kojarzący się z podchmielonym klimatem barów lub też pubów o nie najlepszej reputacji.
Podoba mi się na "Monday at the Hug and Pint" pewna różnorodność muzyczna, którą panowie z Arab Strap nam prezentują. Ostrość chaotycznych i mocnych dźwięków we wspomnianym już "Fucking Little Bastards", zgoła odmienne, bo delikatne i zawodzące "Who named the days?", gdzie perkusja przeplata się z basem, wzbogacone o skrzypce, piękne "Act of war" czy w końcu dwuczęściowe "Loch Leven", gdzie całkiem typowe instrumenty uzupełnia szkocka kobza, powinny przekonać każdego, że mamy oto do czynienia z jedną z lepszych płyt minionego roku. Mogę nawet palcem wskazać piosenkę, która obok "Loch Leven" mnie zachwyciła - to "The week never starts round here".
Dlaczego zatem nie jestem nastawiona optymistycznie do tego albumu? Bo mam wrażenie muzycznej rutyny, w którą popadło Arab Strap. Wolałabym ich płytę albo wychwalić pod niebiosa albo ostro skrytykować, gdybym miała ku temu powody. Fajnie się słucha "Monday at the Hug and Pint" i generalnie tylko do tego stwierdzenia wszystko się odnosi. Siódemka przyznana płycie Arab Strap to tzw. mocna siódemka, bo panowie ewidentnie na nią zasłużyli, ale ja od nich wymagam zdecydowanie czegoś więcej.