Ocena: 7

Mark Lanegan

Here Comes That Weird Chill

Okładka Mark Lanegan - Here Comes That Weird Chill

[Beggars Banquet; 24 listopada 2003]

Pod koniec roku, kiedy to według wszelkich standardów handlowych ukazywać się mogą jedynie składanki i kolędy, znany dziwak Mark Lanegan wypuścił singielek promujący nowy album. A że niechcący umieścił na nim 8 mniej lub bardziej (zwykle bardziej) interesujących tak zwanych b-sideów, to rzecz jest godna uważnego posłuchania. Tym bardziej, że rzecz odbiega od stylistyki, do której Lanegan przez długich 12 lat wydawania solowych płyt nas przyzwyczaił.

Otóż warto rozpocząć od wymienienia gości, którzy pojawili się na tej płytce. Są to przede wszystkim niejacy Josh Homme i Nick Olivieri. Nawet jeśli nie pojawiają się we wszystkich utworach, trudno nie zauważyć, że duch poczynań Queens Of The Stone Age odbił pewne piętno na tej płytce. Po prostu, po raz pierwszy w swych solowych dokonaniach Lanegan (chociaż gwoli ścisłości - płytka jest sygnowana nazwą Mark Lanegan Band) dał "czadu". W otwierającym "Methamphetamine Blues" dominuje industrialny motyw perkusyjny, jazgoczą gitary, do tego chwytliwy chórek żeński w refrenie. O wokalu nie wspominam, bo wszyscy zainteresowani wiedzą jakim głosem obdarzony jest Lanegan. Wszystko razem tworzy niepowtarzalny, upiorny klimat. Solowa twórczość Lanegana jest tradycynie szufladkowana z Nickiem Cavem i Tomem Waitsem, tym razem jednak należy dodać, że panowie ci musieli by wziąść wyjątkowo duże dawki narkotyków, żeby nagrać coś tak dzikiego i ponurego jak ich uczeń. W każdym razie nie sądzę, żeby Cave prędko napisał coś równie upiornego jak zamykająca album "kołysanka" "Sleep With Me". A w międzyczasie jest jeszcze cover Captaina Beefharta - "Clear Spot" (oczywiście gdybym nie przeczytał nigdy bym się domyślił, że to nie utwór Lanegana) i "Skeletal History", napisane razem z panami Homme i Olivieri i dziwnym zbiegiem okoliczności brzmiące trochę jak utwór właśnie Queens Of The Stone Age. W "Lexington Slow Down" Mark śpiewa swoim głębokim basem You broke my heart and I hope to die, w tle pobrzdękuje pianio, oczy same wilgotnieją... A tak poważnie - to kolejny dobry utwór, jak i zresztą 7 z 9 zamieszczonych. Jak dla mnie mogło by nie być tu "On The Steps Of The Cathedral" (ale na szczęscie Mark ma wyczucie i utwór trwa niecałe 2 minuty), i udziwnionej, prawie instrumentalnej wersji "Sleep With Me". Tylko dwie niedobre piosenki, to chyba nieźle jak na album gdzie 7 piosenek to niechciane dzieci, które nie znalazły miejsca na przygotowywanej pełnowymiarowej płycie artysty.

Cieszy fakt, że dawni bohaterzy drugiego planu (przynajmniej pod względem sprzedaży płyt) z Seattle mają się nieźle (pod względem artystycznym oczywiście, ze sprzedażą płyt pewnie jak zwykle). W przypadku Lanegana, który często był typowany jako kolejny muzyk z Seattle, który odejdzie w wyniku nadużycia alkoholu/ narkotyków/ środków uspokojających/ wszystkiego na raz (niepotrzebne skreślić), cieszy mnie to szczególnie. A "Here Comes The Weird Chill" pośpiesznie dopisuję do moich ulubionych płyt Lanegana.

Afghan (21 stycznia 2004)

Oceny

Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także