Ocena: 4

Electric Eel Shock

Go America!

Okładka Electric Eel Shock - Go America!

[Micro Music; 31 stycznia 2003]

A ja się nie mogę przekonać do tej muzyki. I tyle, w tym miejscu powinienem skończyć i przydzielić ustawowe pięć gwiazdek. Wtedy jednak, drogi czytelniku, posiadałbyś bardzo nikłą (zważywszy, że prawdopodobnie nie słyszałeś wcześniej o tym zespole) wiedzę na temat albumu "Go America!". Poza tym taka krótka recenzja nie oddałaby całej prawdy o dziele Electric Eel Shock, nie mówiąc już o tym, że pozostawiłaby po sobie niedosyt i niesmak. Postaram się więc przełamać i co nieco jeszcze napisać...

Zacznijmy od tego, że Electric Eel Shock pochodzą z Japonii. Warto o tym wspomnieć, gdyż kraj ten nie uchodzi za kopalnię talentów muzyki rockowej. Być może wpływa na to brak tradycji, być może mentalność i kultura. Kto wie. Faktem jest, że każdy kolejny zespół z tego kraju jest traktowany w Stanach i na starym kontynencie raczej jako ciekawostka niż kandydat na idola. Electric Eel Shock usilnie próbują wyzbyć się tego niezbyt chlubnego dziedzictwa, i po krzykliwej karierze w swoim macierzystym kraju atakują świat zachodu. Wychodzi im to, niestety, tak sobie. Przede wszystkim dlatego, że ze swoją muzyką zostają przynajmniej dwa kroki za panującą obecnie modą. Hard rock oparty na klasycznych wzorcach spod znaku AC/DC czy nawet Rolling Stones nie jest obecnie "na fali". To oczywiście nie jest zarzut, bo jeśli muzyka jest dobra, to obroni się sama. Próbuję po prostu pokazać, że w dzisiejszych czasach z takim pomysłem na grę nie ma co liczyć na pochlebną prasę. To znów nie zarzut - w końcu dla fanów przede wszystkim liczy się szczerość przekazu, jakość materiału. Problem w tym, że zespół bez przychylności prasy prawdopodobnie popularności nie zdobędzie, a mam wrażenie, że głównie na tym mu zależy. Sam nie wiem, czy bardziej jestem fanem, czy krytykiem. Tak czy inaczej "Go America!" budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony fajnie, że chłopaki mają energię na ostre łomotanie, z drugiej -mogliby przy tym być bardziej pomysłowi i odkrywczy. Nie trafiają do mnie ani urozmaicające całość zmiany tempa, ani dość charakterystyczne przerwy w płynności poszczególnych utworów. Ciekawie wypadają za to gitarowe popisy - solówki i zabawy z brzmieniem. Słychać wyraźnie, że zespół cały czas poszukuje, dość niepewnie czerpiąc z różnych gatunków. Nie potrafi jednak przykuć uwagi na dłużej niż kilka minut. Mimowolnie w trakcie słuchania myśli uciekają gdzieś daleko, a palec od niechcenia zbliża się do przycisku "next". Po prostu płycie brakuje "tego czegoś", co trudno zdefiniować. Może kolejne dokonanie będzie już bardziej dojrzałe...

Ciężko napisać cokolwiek o płycie, która nie jest ani zła, ani dobra. Po prostu przeciętniak w swojej klasie, choć po uważnym przesłuchaniu stwierdzam, że i tutaj trafiają się perełki. Do nich należą otwierający "Japanese Meets Chinese in USA" oraz "Rock n' Roll Can Rescue the World". Przy odrobinie wysiłku można było też zrobić coś wartościowego ze "Speedy Joe" i "I Have No Money". Gdyby na płycie znalazło się więcej takich kompozycji to kto wie, może mielibyśmy jedno z bardziej oryginalnych zjawisk w muzyce ostatnich czasów. Niestety, poza wspomnianymi utworami ciężko znaleźć inne, które wybijają się ponad ogólny poziom materiału. Mam wrażenie, że muzykom zabrakło trochę ikry. Tak jakby bali się być zbyt awangardowi. Tymczasem właśnie luzackie podejście i odrobina poczucia humoru tchnęłaby w taką muzykę więcej życia. A tak płytę ratuje w tym przypadku zdecydowanie długość. A raczej krótkość. Trochę ponad pół godziny muzyki w wykonaniu Electric Eel Shock to wystarczająca dawka hardrockowego łomotu.

Kiedy myślę o Japonii, przychodzą mi do głowy jeszcze dwa zespoły i jedna pani - mianowicie Shonen Knife, Zeni Geva i Aya Matsura. To niewiele, a do tego nie wymagam, abyś te nazwy i nazwisko znał. Niestety, wszystko wskazuje na to, że nowa ofensywa kraju kwitnącej wiśni znacząco obecnego stanu nie zmieni. Pomimo agresywnej kampanii promocyjnej na koncertach, o zespole niewiele się mówi, zarówno wśród fanów, jak i krytyków. To najlepiej świadczy o ich poziomie - po prostu przeciętność. Źle się wypowiedzieć nie można, pochlebnej opinii też nie wypada wydać. No cóż, czas pokaże, czy Electric Eel Shock wyrośnie na coś więcej niż tylko kapelę o silnych motywacjach i naprawdę sporych umiejętnościach.

PS. 17 listopada w Wielkiej Brytanii został wydany singiel "Do the Metal" - być może już niebawem zespół będzie na okładkach czasopism. Z Angolami nigdy nic nie wiadomo...

Przemysław Nowak (28 listopada 2003)

Oceny

Przemysław Nowak: 5/10
Średnia z 1 oceny: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także