Mogwai
Rock Action
[Matador; 24 kwietnia 2001]
Zupełnie przypadkowo to właśnie "Rock Action" był pierwszym albumem tego zespołu z jakim się zapoznałem. Był to czas kiedy byłem zmęczony wszelkim tradycyjnym, gitarowym rockiem. I tak właśnie padło na Mogwai...
Wcześniej dużo czytałem o tym, co i jak gra ten zespół o dosyć ciekawej nazwie, aż w końcu pewnego letniego dnia postanowiłem to sprawdzić i odsłuchać coś, co nagrali ci niesamowici Szkoci. W sklepie muzycznym przeglądałem półki CD z napisem "muzyka alternatywna", i tak w moje ręce wpadł "Rock Action". Spojrzałem na okładkę - zaciekawiła mnie do tego stopnia, że przestałem się wahać i poprosiłem "pana specjalistę" od odsłuchu o puszczenie mi tejże płyty.
Nałożyłem słuchawki i zacząłem wgłębiać się w zawartość "Rock Action". Początkowo wszystko było dla mnie jakby jednym utworem złożonym z ośmiu części i nie wychwytywałem tak do końca różnic melodycznych, jednak kiedy już stałem się posiadaczem tegoż albumu sytuacja się zdecydowanie zmieniła. Tak czy inaczej po pierwszym przesłuchaniu byłem w "siódmym niebie" i traktowałem to jako "moje nowe odkrycie" muzyczne. Wiedziałem już, że to zespół na swój sposób wyjątkowy.
Słuchając już w domu "Rock Action" starałem się także dotrzeć do różnorakich informacji dotyczących zespołu... i tak mijały kolejne wieczory z muzyką Mogwai w tle oraz ciepłą herbatą na stole. Byłem przede wszystkim pod wrażeniem mocno transowego i psychodelicznego "You Don't Know Jesus", który ciągnie się przeszło 8 minut. Ładunek emocji, jaki Mogwai zawarli w tej kompozycji, bije na głowę większość dokonań z szerokiego nurtu tzw. post-rocka. Nie mogłem się także obejść bez "Take Me Somewhere Nice" (przepiękna, melancholijna piosenka) oraz najdłuższego na płycie "2 Rights Make 1 Wrong".
Z biegiem czasu zacząłem jednak dochodzić do wniosku, że jest to dosyć nierówny materiał. Teraz nie mogę powiedzieć, żeby mnie porywał "Secret Pint" czy "Dial: Revenge". Owszem, są to niezłe utwory, ale nie umywają się jednak do tych wyżej wymienionych.
Minusem tej płyty jest także jak dla mnie jej długość. Mamy tu w zasadzie 6 utworów (bo dwa to raczej przerywniki trwające łącznie 2 minuty, które pozwalają raczej ochłonąć słuchaczowi...), które nie osiągają nawet czasu 40 minut. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że czas płyty nie gra roli, bo tak naprawdę to muzyka się liczy i jej jakość. Ja jednak zawsze przy odsłuchiwaniu "Rock Action" odczuwam pewien niedosyt. Z jednej strony wiem, że muzyków stać na równy i wspaniały album (takie właśnie są "Young Team" i nowy "Happy Songs For Happy People"), a z drugiej brakuje mi tu choćby jeszcze jednego równie wciągającego co "You Don't Know Jesus" kawałka. Gdyby właśnie tak było, byłby to jeden z moich ulubionych albumów ostatnich lat i te trochę słabsze kompozycje, o których już mówiłem, przeszłyby niezauważone.
Mogwai to jednak naprawdę świetny zespół tworzący muzykę niepowtarzalną, czasem smutną, ale wielobarwną pod względem stylistycznym. Dzięki temu nie da się ich zaszufladkować, a to, że grają rocka niewiele znaczy. Post-Rock? Też nie do końca...
Myślę, że warto poznać ich twórczość, a można zacząć tak jak ja właśnie od "Rock Action" - płyty bardzo dobrej, z momentami trochę słabszymi... ale jest to rzecz idealna na dobry początek znajomości.