Jeszcze
Niesen
[wyd. własne/Agora Digital Music; 2 października 2020]
Drugi album duetu Jeszcze przynosi rozwinięcie znanego wcześniej brzmienia – lepsze kompozycje, bardziej dopracowany wokal, więcej zabaw inspiracjami. „Niesen” ukazał się niespełna rok i dwa miesiące po premierze debiutu self-titled.
Klaudia i Patryk Zackiewicz pierwszy raz zaprezentowali się w sieci na początku 2019 roku, gdy wrzucili na Youtube cover kawałka „Polowanie na wielbłąda” autorstwa Myslovitz. Był to sam początek ich wspólnej muzycznej drogi – seabord (rodzaj kontrolera MIDI) pojawił się w ich domu dopiero kilka tygodni wcześniej. W niedługim czasie zaczęły powstawać pierwsze autorskie kompozycje, ostatecznie zebrane w całość na albumie zatytułowanym „Jeszcze”, który ujrzał światło dzienne w sierpniu. Tracklistę wypełniły luźno powiązane utwory, wydawnictwo miało być przede wszystkim podsumowaniem dotychczasowego etapu. Ta niespójność dała się we znaki ogólnemu poziomowi „Jeszcze”.
Przez kilka następnych miesięcy było o nich cicho. Na początku bieżącego roku pojawiły się jednak nowe piosenki, wtedy jeszcze bez tytułów. Z mediów społecznościowych można było się dowiedzieć, że prace trwają – produkcją zajął się Patryk Banach stojący za elektroniczno-postrockowym projektem Ljos i to właśnie u niego trafiłem na Jeszcze.
Przed dwoma miesiącami pojawiło się więcej konkretów – data wydania singla oraz specjalna wspólna sesja fotograficzna w nowej estetyce. Ostatecznie 25 września światło dzienne ujrzał utwór „Toniemy”, taneczny altpopowy numer z IDM-owymi naleciałościami, brzmiący trochę jak odpowiedź na „Kocham Być z Tobą” The Dumplings. To skojarzenie jest chyba najbardziej pomocne przy opisywaniu muzyki Jeszcze – wokal Klaudii od pierwszych chwil kojarzy się ze stylem Justyny Święs, choć przyznam, że dla mnie jest o tyle lepszy, że nie posiada irytującej zblazowanej maniery, przez co zdaje się dużo lżejszy.
Tydzień później swoją premierę miał „Niesen”. Różnica między „Niesnem” a debiutem jest odczuwalna na kilku poziomach. Po pierwsze: kawałków jest mniej – niby tylko o dwa, ale przy liczbie mniejszej od dziesięciu taka zmiana jest znaczna. Tracklista została też lepiej dobrana pod względem koncepcyjnym. Po drugie: sama muzyka. W porównaniu z poprzednią, synthpopową płytą, tym razem Patryk postawił na house w odmianach tech i deep ze wspomnianymi akcentami IDM-u, więc nowe podkłady brzmią chłodniej i bardziej neurotycznie. Po trzecie: nastąpiła znaczna poprawa wokalu Klaudii, który sprawia wrażenie mniej wysilonego, dużo bardziej swobodnie prowadzonego. Po czwarte: miks i mastering zostały oddane w ręce osoby z zewnątrz, co okazało się być dobrą decyzją w kontekście poziomowania ścieżek i obróbki wokalu.
Teksty pozostały proste – i to one są największym, a w zasadzie jedynym większym minusem albumu. Niekiedy przenośnie wydają się zbyt łopatologiczne (np. refren w tytułowym utworze „Niesen”), a czasem zwyczajnie młodzieńczo naiwne (np. „Spadające windy”). Mimo tych rys całość pozostaje spójna: szczere, ponure treści dopełnione zimnym, house’owym brzmieniem stwarzają klimat, który porównałbym do tegorocznej płyty Baascha pod tytułem „Noc”, mimo że oba albumy mimo electropopowego rdzenia dryfują w inne strony; Bartosz Schmidt poszedł raczej w EBM z wstawkami z „żywych” instrumentów. „Niesen” to dobre, przemyślane wydawnictwo, które miało czas dojrzeć. Osadzone w konkretnym nastroju – pełnym rozczarowań, żalu i smutku – a jednocześnie taneczne i wypełnione chwytliwymi melodiami.