Sunn O)))
Pyroclasts
[Southern Lord Recordings Inc.; 25 października 2019]
„Pyroclasts” jest, subiektywnie rzecz biorąc, materiałem nieco lepszym od „Life Metal”. Nie jest to jednak przewaga na tyle uniwersalna, aby mogła wpłynąć na znaczącą różnicę w ocenach obu krążków. Powiedziałbym nawet, że rzekoma wyższość najnowszego dzieła Amerykanów plasuje się gdzieś w okolicach błędu statystycznego. W istocie mamy tu do czynienia z materiałem bazującym na dokładnie tych samych patentach co tegoroczny poprzednik.
Ich zaakcentowanie wydaje się w przypadku „Pyroclasts” po prostu bardziej synergiczne: ociężałe, przeciągnięte do granic możliwości riffy zostały w tym przypadku zasilone nieco większą, niż w przypadku „Life Metal”, dawką przesteru. W połączeniu z ograniczeniem długości poszczególnych utworów do 11 minut dało to efekt subtelnie ocierający się o stylistykę death industrial. Gdyby tylko dodać tu jakieś słowa...
Zupełnie oddzielną kwestią pozostaje jednak pytanie o cel wydania aż dwóch albumów w ciągu jednego roku, szczególnie biorąc pod uwagę, że powstawały one w tym samym czasie. Że niby jeden był nagrany specjalnie na Record Store Day? Niby ok, ale po co w takim razie wydawać drugi parę miesięcy potem? Nie lepiej było wydać podwójny album? Na zarzut, że byłaby to zbyt duża dawka dronów naraz, można odpowiedzieć, że publika swego czasu potrafiła zachwycać się monstrualnie rozbuchanymi, a jednocześnie bardzo powolnymi dziełami (czytaj: „Selected Ambient Works II”).
Z drugiej strony nie jestem pewien, czy chciałbym mierzyć się z tego typu podwójnym albumem. Jeśli jednak rzeczywiście tak jest, czyż nie mamy tu do czynienia ze zjawiskiem zmęczenia materiału? Słońca mantrują wszak kolejne riffy niczym jakieś rytuały, tylko czy w tym mantrowaniu nie gubią tym samym ich prawdziwego sensu? Mam tu na myśli znany z socjologii religii schemat, w którym formalności związane z rytuałem zaczynają dominować nad jego misteryjnym znaczeniem; kiedy jakiś gest zaczyna znaczyć więcej, niźli duchowe uniesienie do którego pierwotnie się dążyło.
W efekcie zastanawiam się, ile z tego duchowego uniesienia na „Pyroclasts” zostało. Paradoksalnie – co już zauważyłem we wstępie – widzę go tu więcej, niż w przypadku kwietniowej płyty. Stąd też taki specyficzny wniosek, którym pragnę podsumować tegoroczną działalność grupy: „Life Metal” było zbędne.