Ocena: 4

Kinesis

Handshakes for Bullets

Okładka Kinesis - Handshakes for Bullets

[Independiente; 29 września 2003]

Brytyjska 4-osobowa grupa Kinesis przyciągnęła moją uwagę minialbumem Worship Yourself niecały rok temu. Energiczne, nieco drapieżne melodie i wprawdzie polityczne, lecz interesujące teksty czyniły z tego wydawnictwa całkiem smaczny kąsek. Podobno nagrywając ów krążek, członkowie zespołu kończyli szkołę średnią. Przysłuchując się ich najnowszemu dziełu - Handshakes for Bullets - można dojść do wniosku, że obecnie zaczynają studiować politologię...

...i że są tak samo nudni jak wspomniany wyżej kierunek studiów. Już sama nazwa albumu wiele mówi o jego zawartości. Gdy zestawimy ją z tytułami poszczególnych piosenek, koncept okaże się czytelny: "Civilised Fury", "Average American Corpse", "This Dead End"... Jeżeli w tle Faktów TVN rozbrzmiewałaby gitarowa muzyka, to ich główne wydanie mogłoby z powodzeniem przyjąć nazwę "Kinesis". Już "Worship Yourself" był silnie naładowany polityką, lecz to, co znajduje się na "andshakes for Bullets", to lekka przesada. Uczucie przesytu, które w przypadku pierwszego wydawnictwa łagodzone było przez niewielką ilość utworów, w HfB uderza z siłą dwunastu bliźniaczych kompozycji.

Nie sposób nie zgadzać się z punktem widzenia Michel Bromleya, wokalisty i autora tekstów. W (notabene kompletnie schrzanionym pod względem aranżacji i wokalu) "...and They Obey" słyszymy:

Cross your fingers and hope for the best

Worship yourself, ignore the rest

Represent the way things really are

Drug addiction and crime aren't that far

Nawet Pete Doherty przyznałby mu rację. Problem jednak w tym, iż członkowie grupy najwyraźniej przeliczyli się co do siły dydaktycznego przesłania swoich tekstów. Gdyby zacytowana wyżej piosenka stanowiła wyjątek w twórczości Kinesis, nie narzekałbym. Co więcej, miałaby ona znacznie większą siłę oddziaływania. Lecz w gąszczu siostrzanych utworów, gdzie w jednym narzekamy na NAFTĘ, w drugim na postępki Ameryki, a w trzecim na globalizację, próba przekazania jakichkolwiek wyższych wartości traci sens. Przesłanie staje się puste i wyblakłe. Czysta sztuka dla sztuki. Monotonia.

Od czasu "Worship Yourself", Kinesis dużo stracił na brzmieniu. Wokal jest sterylnie czysty, a gitary brzmią mdło i wręcz plastikowo. Mam na końcu języka określenie nu-metal, za przeproszeniem. Owszem, jest głośno, przebojowo, nieco agresywnie i energicznie. Lecz tej muzyce brakuje duszy... Tej iskierki, którą udaje się wzniecić innym. Czy kontrakt z Independiente wpłynął na nich w taki sposób? Na HfB znajdziemy potencjalne przeboje ("One Way Mirror", "Billboard Beauty", "...and They Obey"), a także "hymnopodobne" twory ("Everything Destroys Itself"). Kinesis'owi na pewno nie można więc zarzucić braku talentu w pisaniu chwytliwych i wpadających w ucho melodii. Lecz tradycyjnie rozchodzi się tu o to, żeby te plusy nie przesłoniły nam minusów... ;) Płyta może podobać się przez kilka pierwszych minut (zwłaszcza kawałek "Billboard Beauty"). Jednak im dalej w las...

Nasuwa się pytanie, czy ewentualna kolejna płyta Kinesis będzie tak samo naszpikowana polityką? Mam nadzieję, że zmienią taktykę. Aż nasuwa się prośba o piosenkę na temat dziewczyny, która nie chce już na nas patrzeć, albo o tym, czemu ciągle deszcz kapie nam na głowy. Do zapoznania się z Kinesis bez psucia sobie wrażenia polecam minialbum "Worship Yourself" z 2002 roku.

Łukasz Jadaś (6 listopada 2003)

Oceny

Średnia z 1 oceny: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także