Ocena: 7

Stella Donnelly

Beware of the Dogs

Okładka Stella Donnelly - Beware of the Dogs

[Secretly Canadian; 8 marca 2019]

Antypody artystycznie kojarzą mi się w ostatnich latach głównie z kobiecym indie rockiem w wykonaniu Courtney Barnett, Alex Lahey czy też The Beths. Obecnie do tego grona dołączyła Stella Donnelly, chociaż grana przez nią muzyka to propozycja z nieco innych rejonów alternatywy. Najprościej byłoby ją wrzucić do dosyć pojemnej szufladki z napisem singer/songwriterka, chociaż sam jestem zdania, że znacznie bardziej trafnym opisem jest łatka ażurowy indie pop.

Sama Stella nie ułatwia recenzentom zadania: konstruuje niezwykle melodyjne i nośne piosenki, które urozmaica swoimi urzekającymi wokalami, niekiedy przywodząc na myśl popisy Jeffa Buckleya. To wrażenie jest obecne szczególnie w przypadku kontaktu z youtube’owymi ścinkami występów, na których artystka występuje zupełnie sama: za pomocą gitary i głosu czaruje publiczność z taką samą stuprocentową skutecznością, z jaką robił to syn autora „Song to the Siren”. Mapę powiązań i luźnych skojarzeń artystyczno-klimatycznych próbował naszkicować w swoim blubrze dla Carpigianiego Kuba Ambrożewski, więc ja skupię się na własnych odczuciach, które pojawiają się przy obcowaniu z „Beware of the Dogs”.

Debiutancki album Donnelly jest zbiorem świetnie zbudowanych kawałków, które pomimo bycia wesołymi piosenkami o smutnych rzeczach lub smutnymi piosenkami o jeszcze smutniejszych rzeczach („Boys Will Be Boys” ze swoim urokiem, który zostaje przełamany ciężarem tematu, jest dla mnie emocjonalnym przedłużeniem i uzupełnieniem tweepopowej EP-ki „P.U.N.K. Girl” grupy Heavenly sprzed niemal ćwierć wieku), niemal od razu zostają w głowie słuchacza. Siłą „Beware of the Dogs” jest też fakt, że nawet tak oczywiste tematy, jak wyznawanie miłości („Mosquito”), tęsknota („Lunch”), rozstanie („Allergies”) czy próba przepracowania przeszłości („Face It”) są poruszane przez pryzmat własnych, niekiedy dość surrealistycznych skojarzeń. Na płycie indywidualna codzienność przeplata się z uniwersalną wspólnością, co sprawia, że tak łatwo jest zaprzyjaźnić się ze Stellą i jej debiutanckim albumem.

W mojej internetowej bańce spotykam się z samymi zachwytami dotyczącymi dorobku Stelli Donnelly. Jak widać, wpisuję się w ten chór pochlebców, bo już dawno nie słyszałem takich pięknych piosenek rozpisanych na głos, gitarę i emocje.

Marcin Małecki (21 marca 2019)

Oceny

Marcin Małecki: 7/10
Patryk Weiss: 7/10
Średnia z 2 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także