Ocena: 7

Old Sea Brigade

Ode to a Friend

Okładka Old Sea Brigade - Ode to a Friend

[Nettwerk Music Group Inc; 4 stycznia 2019]

Pamiętam jak kilka lat temu na rynku gier komputerowych ni stąd, ni zowąd pojawiła się jedyna w swoim rodzaju perełka o enigmatycznym tytule „Life is Strange”. Cóż to była za gra! Ten klimat, ta historia, ta muzyka... No właśnie – muzyka. Albo indie folk to dosyć monotonny gatunek, albo Cramer nagrał się we wspomnianą pozycję zbyt długo. Jeśli - tak jak ja - również tęsknicie do deszczowego Arcadia Bay w stanie Oregon - „Ode to a Friend” jest dla was.

Sceptyków pragnę wczas uprzedzić, iż opisywany tu album nie jest w żadnym wypadku kalką soundtracku do gry; jest on raczej tego soundtracku rozwinięciem. Cramerowi – świadomie lub nie – niezwykle skutecznie udało się uchwycić zabarwiony nostalgicznie, miejscami beztroski, a miejscami niepokojący klimat panujący w opowieści o dwóch przyjaciółkach z dzieciństwa. Tym samym balansuje on gdzieś między „Something Good” Alt-J, a „the Sense of Me” od Mud Flow, wypośrodkowując się na poziomie „Obstacles” Syda Mattersa, do którego jest również najsilniej stylistycznie zbliżony. W rzeczy samej – rozmarzony, ciepły wokal w połączeniu z delikatnie rozmytymi (ale nie na shoegaze'ową modłę!) gitarami jest kwintesencją „Ode to a Friend”.

Sam songwriting stoi tu na dosyć wysokim poziomie; kompozycje są zgrabne, stonowane, nie zlewają się ze sobą, a mimo tego album pozostaje dziełem stylistycznie jednolitym. Stonowanie słychać także w słowach. Prezentując swoją wrażliwą stronę, Cramer nie popada ani w banał, ani w nadmierną pretensjonalność czy przekombinowanie. Nie są to, co prawda, szczyty poetyki, ale dobrze spełniają swoją rolę hipnotyzując słuchacza i skłaniając go do poddania się swoistej introspekcji.

Jeśli miałbym wskazać najmocniejsze punkty albumu, wybrałbym kolejno „Hope”, „Seen a Ghost” i „Resistance”. Czemu akurat te numery? Z pierwszego rzeczywiście bije wszechogarniający klimat posiadania nadziei – ma on wyjątkowo relaksujący charakter. Drugi natomiast prezentuje urokliwy zapis procesu rozliczania się ze swoją przeszłością przez podmiot liryczny. Ostatni numer stanowi – jak mi się zdaje – próbę spojrzenia na swoją osobę i swoje marzenia z boku – przez pryzmat rzeczywistości. Uczucie to potęgowane jest przez subtelne, ale jednak konsekwentne wykorzystanie melancholijnych progresji i sporą oszczędność w kontekście środków wyrazu.

Biorąc pod uwagę, że „Ode to a Friend” jest pierwszym, pełnoprawnym krążkiem Cramera, jestem szczerze zaskoczony zarówno tym, jak równy i dobry jest to materiał, jak i faktem, że wśród publiki przeszedł w dużej mierze niezauważony. Nie jest to wszak pierwszy taki przypadek w obrębie indie-folku. Dlaczego tak się dzieje? Chciałbym to wiedzieć. Może do odpowiedniego percypowania tego nurtu trzeba być w jakiś sposób predestynowanym? Kwestię tę zostawmy akademikom – jako odbiorcy powinniśmy się wszak skupić na doznawaniu. A jest tu czego doznawać, mówię wam!

Grzegorz Mirczak (19 marca 2019)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także