Yves Tumor
Safe In The Hands Of Love
[Warp; 5 września 2018]
Najnowsza propozycja artysty przypomina mi wydane w 2014 „Black Metal” Deana Blunta. To podobna próba objęcia muzyki różnego pochodzenia, zarówno białej jak i czarnej, w swego rodzaju postkolonialnym manifeście. Te białe elementy w obu przypadkach nie ograniczają się tylko do soft-rocka czy neopsychodelii, ale także do takich wynalazków jak noise i industrial. Nie oszukujmy się – czarni artyści rzadko sięgają po takie środki wyrazu. Korzenie czarnej muzyki to oczywiście blues, gospel, soul, jazz, więc jest z czego czerpać. O ile biali artyści przeszczepili na swój grunt całą tę tradycję, o tyle w drugą stronę raczej to nie działało. Nawet takie detroit techno, jako muzyka mechaniczna, odległa od ciepłych czarnych brzmień, odwoływało się do idei afrofuturyzmu a nie Stockhausena jak np. robili to choćby Beatlesi. I teraz w epoce internetowej, gdy wszelkie granice muzyczne zostały zniesione, to się zmienia: pojawił się noise rap, Danny Brown inspiruje się Joy Division, Kanye West sampluje Can i chce być nominowany do Grammy w kategorii rock, a to dopiero początek. Oto bowiem na scenie pojawia się Yves Tumor.
Sean Bowie (huh) nie zwalnia tempa; dwa lata temu wypuścił podszyty ambientem i industrialem art-pop - „Serpent Music”, w zeszłym roku przy okazji spontanicznie wrzuconego do sieci „Experiencing The Deposit of Faith” postawił na hipnagogiczne podróże, przywołujące ducha jego kawałka z „Mono No Aware”. Przyszła wreszcie pora na ten moment, gdy z chłopca stał się mężczyzną – debiut w dużym, renomowanym wydawnictwie, jakim jest Warp. To co otrzymaliśmy na „Safe In The Hands Of Love”, to muzyka daleko wykraczająca poza wszystko, co artysta do tej pory tworzył. Tak jak wspomniałem wcześniej, Tumor należy do tych, którzy w supermarkecie muzyki popularnej sięgają po pozycje z dowolnych półek. W świecie producenta niczym dziwnym nie jest, by po dźwiękach klubowych rodem z UK garage zapodać akustyczną balladę w stylu genialnego „Licking An Orchid”, by zaraz potem zanurzyć się w ciężkich industrialnych majakach „Hope In Suffering”. Po drodze pojawiają się też hipnotyczne actressowe techno „Honesty”, zbudowana na soulującym samplu i potężnej perkusji, ale zupełnie niesoulowa i niefunkowa petarda „Noid” (jeden z najbardziej oryginalnych tracków roku), a także dramatyczny, smyczkowy „Recognizing The Enemy”. Wszędzie zaś powtykane są jeszcze noise’owe interludia i wszelkiej maści ambienty, co tylko potęguje schizofreniczny charakter.
W tym szaleństwie jest jednak metoda. Całość brzmi jak futurystyczna składanka pod tytułem „Deconstructed Music 1960-2018” - tak jakby wszystko zostało tu odwrócone do góry nogami i opadło później gwałtownie. Z kurzu wyłania się piękne dziwadło. Yves Tumor dołącza tym samym do takich twórców jak Arca, wspomniany Blunt, James Ferraro, Elysia Crampton i innych freaków działających na pograniczu muzyki elektronicznej, industrialnej, akustycznej i popu, bezczeszczącej każdy z tych gatunków, naruszających ich świętości w imię silnie zindywidualizowanej rekonstrukcji form. Często też muzyka jest u nich częścią szerszej artystyczno-obyczajowej prowokacji, chociaż może stanowi po prostu jakąś część ich osobowości. Wizerunek Seana jest - tak jak u Arki i Elysii - transgenderowy; nie jest on ani mężczyzną ani kobietą, ani biały ani czarny (oczywiście muzycznie), a jego występy są przesycone wizualną agresją. Throbbing Gristle niewątpliwie byliby dumni, że kolejne pokolenie artystów kontynuuje ich spuściznę; jest to pokolenie artystów prowokujących słuchaczy, budzących w nich zaciekawienie, zachwyt i niepokój zarazem. Co jednak najbardziej istotne, „Safe In The Hands Of Love” jest tak samo jak „20 Jazz Funk Greats” po prostu przepełnione bardzo dobrą muzyką.
Komentarze
[9 grudnia 2018]
[8 grudnia 2018]