Ocena: 7

Drowse

Cold Air

Okładka Drowse - Cold Air

[The Flenser; 9 marca 2018]

„Small Sleep” rozpoczyna się ścianą przeszywającego drone’u, sennym, eterycznym syntezatorem, któremu wtórują plumknięcia majaczącej w tle gitary akustycznej, przełamywane z czasem coraz intensywniej glitchowymi trzaskami – zwiastunami nadpsucia, szmeru, wytracania kształtów i barw tej przejmująco pięknej dźwiękowej pocztówki zakończonej słowami grief, fear, sadness, more fear. Takie też jest całe „Cold Air” – surrealnym spektaklem, w którym w pozornej kakofonii nakładających się na siebie szeptów, majaków, sprzężeń czai się harmonia i ład. Sennym koszmarem, tryskającym atmosferą lęku i niepokoju, pod której warstwą kryją się nie tylko mrożące krew w żyłach historie, ale i piękne melodie.

Nadmierne nasycenie tekstu rozmaitymi wariantami określeń takich jak: klimat, atmosfera, czy nastrój mogą być zasłoną dymną, przesłaniającą widok mgłą, za którą kryje się wielkie nic. Nie jest tak jednak w tym przypadku. Drowse to zarazem projekt impresjonistyczny, kreujący dźwiękowe pejzaże mentalnych stanów, jak i niezwykle erudycyjne, retromaniakalne przedsięwzięcie, otwierające – w oparciu o znane estetyki – nowe dla nich ścieżki. Choć prawie każdy utwór sprawia wrażenie jakby nastąpiła zmiana szychty na pozycji autora, za wszystkim stoi jedna osoba – Kyle Bates.

W muzyce Drowse można usłyszeć zatem nie tylko zestaw smutno-depresyjnych pasaży gitar wzbogacanych gdzieniegdzie elektronicznymi ornamentacjami. To też zapis nadpobudliwego umysłu wypełnionego inspiracjami. Można by, rzecz jasna, wrzucić „Cold Air” do wora slowcore, shoegaze lub dream pop, jednak Bates nad wyraz sprawnie lawiruje pomiędzy gatunkowymi kliszami, a jego przypisy do muzyki Codeine, MBV, Mount Eerie czy Carissa’s Wierd wnoszą do tych estetyk zwykle jakieś novum pozwalające określić go kimś więcej niźli sprawnym kopistą. Choćby w „Quickening”, które bazując na codeine’owym riffie, zaczyna się od połowy rozpadać, kolejne instrumenty znikają, by płynnie przejść w lynchowski w atmosferze skit „(Body)”. „Rain Leak” stanowi zaś wzbogacenie brzmienia Kevina Shieldsa o wokal imitujący Jamiego Stewarta z Xiu Xiu i glitchowe bulgotki w tle. W przypadku „Klonopin”, który mógłby znaleźć się spokojnie na jednej z pierwszych płyt Phila Elveruma, urzekają oniryczne syntezatorowe oraz wokalne pasaże wzbogacające brzmienie gitary klasycznej.

Z autorem „Now Only” zdaje się łączyć Batesa pewne pokrewieństwo: obaj opowiadają wszak o traumatycznych wymiarach rzeczywistości, często korzystając z surrealnej, sennej poetyki przeplatających się wzajemnie warstw akustycznej delikatności, brutalnego drone’u czy gitarowych sprzężeń. Jednak o ile Elverum na ostatnich albumach naczelnym medium opowiadania historii czyni słowo, to Bates – kontynuując tropy tego pierwszego – okazuje się jednym z najciekawszych obecnie dźwiękowych narratorów lęku, depresji i smutku.

Patryk Weiss (18 maja 2018)

Oceny

Patryk Weiss: 8/10
Jędrzej Szymanowski: 7/10
Michał Weicher: 6/10
Piotr Szwed: 6/10
Średnia z 4 ocen: 6,75/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także