Chino Amobi
PARADISO
[NON; 15 maja 2017]
Zastanawiałem się jakiś czas temu, który z młodych zdolnych w elektronice jako pierwszy stworzy w pełni satysfakcjonujący i wizjonerski artystycznie materiał. Arca to już od dawna inna liga, ale w głębokim podziemiu czaili się tacy twórcy jak Elysia Crampton, Amnesia Scanner, Yves Tumor, Dedekind Cut czy Chino Amobi. Wybór artystów przypadkowy, bo można dopisać jeszcze paru innych równie ciekawych, i nie chodzi nawet o żadne sceny (choć niektórzy się znają), tylko o świeżość artystycznego spojrzenia twórców millenialsów. Takim właśnie wymarzonym albumem jest „PARADISO”. To poszatkowany świat współczesnej muzyki, zmielony ponownie w narrację w stylu mixtape'u z równoległego świata post-apokaliptycznego. Już zresztą tak się zaczyna, bo beznamiętna recytacja (głos Crampton) na tle muzyki ilustrującej morze i zgliszcza przypomina, wypisz-wymaluj, wstęp do „F# A# Infinity” Godspeedów. Konceptualnej spójności dodają też quasi-radiowe wstawki „You're now listening to NON Worldwide Radio with Chino Amobi”, lejtmotyw w stylu „You're now listening to AraabMuzik” z „Electronic Dream”. Jeśli podobało wam się stylizowane na pirackie radio, eklektyczne, sięgające momentami do niezdefiniowanej jeszcze muzyki przyszłości „BBC Hosted By DJ Escrew” Babyfather, to „PARADISO” jeszcze bardziej pęka w szwach od pomysłów.
NON to wytwórnia, w której Amobi jest szychą i w której wydawani są w dużej części artyści, którzy na „PARADISO” się pojawiają. Label w zamierzeniu ma prezentować twórców o afrykańskich korzeniach, ale u niektórych próżno szukać afrofuturystycznych manifestów; u Chino Amobiego to już w ogóle dominuje globalne myślenie. Więcej afrykańskości można usłyszeć na recenzowanym przez nas ostatnio „Black Origami”, także Elysia Crampton, gościnnie się na „PARADISO” pojawiająca ziomalka Amobiego, eksplorowała swoje etniczne korzenie na zeszłorocznym „Demon City” w znacznie większym stopniu. Wciąż jednak, niezależnie od pochodzenia, wszyscy ci artyści są przesiąknięci zachodnią kulturą, w której funkcjonują. Nie ma więc w twórczości Amobiego podziału na muzykę czarną i na białą kulturę dźwięku. To nie czasy techno z Detroit i silnej kulturotwórczej funkcji muzyki Afroamerykanów – to totalnie zunifikowany świat dźwięków XXI wieku, globalne getto przyszłości. Symbolizuje to zresztą paszport na okładce.
Na albumie nie brakuje właściwie niczego, bo jest hip-hop, noise, techno, future garage, footwork, shoegaze, post-rock, industrial, ambient i parę innych, trudnych do zdefiniowania gatunków. Z takich odważnych miksów zawsze powstają nieodkryte nigdy wcześniej formy. Utwór tytułowy, najdłuższy w zestawie, monumentalny, wielowarstwowy jest absolutnie najlepszym tego przykładem. Artysta zaprasza nas do swojego parku rozrywki, do surrealistycznego RAJU, w którym obrazy neonowych miast przeplatają się z impresjami ruin amerykańskiego snu, gdzie na zardzewiałym rollercoasterze przejeżdża się z ogromną prędkością przez wszystkie bad tripy popkultury. „PARADISO” potrafi skrzyć się tym wszystkim, bo autor jest niezwykle chłonny i ma doskonały zmysł łączenia estetyk, ale też współpracowników. Wszystkie głosy i sample, jakie się tu pojawiają, są niemal nierozpoznawalne, a ich amplituda jest porównywalna jedynie z tym, co na „The Life Of Pablo” wyczyniał Kanye. Debiutanckie LP Amobiego to ogromny krok naprzód w stosunku do skądinąd niezłej EP-ki „Airport Music For Black Folk”, stąd też moje zaskoczenie, wyrażone w pierwszym zdaniu, bo tak szybkiej ewolucji nic nie zapowiadało. Amobi jeszcze rok temu poruszał się wyłącznie w eksperymentalnej estetyce zglitchowanego urban, a dziś można powiedzieć, że dla niego to tylko sky is the limit.
Komentarze
[12 czerwca 2017]
[12 czerwca 2017]
[12 czerwca 2017]
[10 czerwca 2017]
[10 czerwca 2017]