Ocena: 8

Nagrobki

Granit

Okładka Nagrobki - Granit

[BDTA; 22 kwietnia 2017]

„Granit” Nagrobków to kolejny pośmiertny triumf księdza Józefa Baki. Jego XVIII-wieczna poezja opierająca się na prostych, dokładnych rymach, ludowych inspiracjach, intensywnie rytmiczna, będąca bardzo blisko ówczesnej mowy potocznej tworzyła atmosferę już nawet nie tylko danse macabre, ale – jak napisał Aleksander Nawarecki – czarnego karnawału. To Baka być może najwyraźniej w literaturze polskiej pokazał, że mówiąc o śmierci najlepiej pisać w sposób zabawny i przerażający jednocześnie, a do tego wszystkiego nie bojąc się językowej tandety; więcej, czyniąc z niej środek artystycznego wyrazu.

Hołd jaki złożył mu Czesław Miłosz (wiersz „Na cześć księdza Baki”), wzmożone zainteresowanie jego twórczością przez literaturoznawców pokazały, że od kilkudziesięciu lat odkrywamy autora „Uwag o śmierci niechybnej” jako kogoś, kto oddaje sytuację człowieka współczesnego i proponuje formę, odpowiadającą jego wrażliwości i sposobowi odnoszenia się do tego, co ostateczne. Od jakiegoś czasu poezja Baki stała się bliska twórcom popkultury. Tomasz Budzyński sięgnął po nią w projekcie Trupia Czaszka (płyta „Uwagi Józefa Baki”), Max i Kelner na płycie „Rytmy częstochowskie” nagrali hip-hopową wersję wiersza „Młodym uwaga”. W internecie można odnaleźć scenariusze lekcji zakładające zestawienie twórczości tegoż autora ze stylizowaną rap-narracją „Pawia królowej” Doroty Masłowskiej. Baka to więc klasyk bardzo dobrze nadający się na patrona prowokacyjnej, niepokojącej kontrkultury. Nic dziwnego, że Nagrobki płytą „Granit” (świadomie bądź nieświadomie) dołączają do grona spadkobierców autora słów „Pomrzecie, zgaśniecie / Jak śmiecie na świecie”.

Skoro istnieje pojęcie barokowego popu, to Nagrobki, z kilku względów, proponują barokowy punk. Po pierwsze ze względu na wszechobecną tematykę śmierci, po drugie poprzez bardzo szeroko rozumiany konceptyzm (zespół Adama Witkowskiego i Macieja Salamona nie nagrywa koncept albumów, on jest konceptem), po trzecie dlatego, że na „Granicie” wprowadzili, w jeszcze większym stopniu niż na „Stanie prac”, wartość charakterystyczną dla baroque popu, czyli aranżacyjny rozmach. Piotr Weltrowski słusznie napisał, nawiązując do ich wcześniejszych dokonań firmowanych przez markę Gówno, że „Granit”„to nie jest kurwa punk rock”. Rolę orkiestrowego rozszerzenia pola gry wzięły tutaj na siebie zaproszone do współtworzenia płyty tak znaczące postaci polskiej sceny jazzowej jak: Olo Walicki, Mikołaj Trzaska, Tomasz Ziętek czy Michał „Bunio” Skrok. Idąc w stronę produkcyjnej i brzmieniowej kunsztowności, muzycy zdecydowanie wybrali dobry kierunek, jednocześnie jednak zastawiając na siebie samych pułapkę. Od tego momentu bowiem występy tego (formalnie wciąż duetu) bez decydujących o kształcie płyt gości mogą doprowadzić publiczność do nieprzyjemnego dysonansu poznawczego. Kogo po „Granicie” usatysfakcjonuje sam (nomen omen) szkielet kompozycji?

Wartość najnowszej płyty opiera się na nierozerwalnym zespoleniu pierwiastka punkowego z jazzowym. Podobnie jak w dobrym chamber popie, nikt tu nie zapomina, że wszystko ma sprzyjać piosenkom i nie zaburzyć ich kilkuminutowej struktury. Kontrabas, saksofon czy trąbka nie dostają tutaj wiele miejsca na indywidualne szaleństwa, pracują dla zespołu. Na szczęście żaden utwór nie opiera się niby szalenie progresywnym, aranżacyjnym patencie, który często dominuje podczas współpracy na linii rock – jazz. Wygląda on tak: zwrotka, refren, zwrotka, refren, a potem trwająca sześć minut improwizowana popisówa.

Nagrobki nie poszły tą drogą. Co więcej, wyznaczyły gościom mało miejsca i oczekiwały wyczucia konwencji. Melotron w „Kolejnym roku w urnie” gra tylko przez kilkadziesiąt sekund, opierając się na zaledwie kilku dźwiękach. Efekt? Piosenka nie tylko zyskuje drugie dno, ale jednocześnie ten solowy motyw, bardzo oszczędny, by nie powiedzieć jakby celowo nieporadny, doskonale wpisuję się w całość, podkreśloną rewelacyjnym teledyskiem ukazującym rysunki z zeszytu. Kto nigdy nie wylewał swoich smutków na marginesy kartek, nie wyładowywał miłosnych frustracji żenującą poezją tworzoną tuż obok matematycznych działań czy pokreślonych notatek? To, co proponują Witkowski i Salamon, jest artystycznym projektem, w którym muzyką jest ważną, ale tylko częścią całości. Odczytywanie sensów, które powstają między tekstami, teledyskami, wizją okładki i oczywiście dźwiękami jest naprawdę fascynujące. Jeśli tego zespołu tylko słuchamy, to sporo tracimy.

Często pisze się w kontekście Nagrobków o Joy Division. To uzasadniony trop, nie tylko ze względu na pomysłowe gitarowe niechlujstwo, ale też pojawiające się rzadko, ale zawsze wzbogacające kompozycję, dyskretne syntezatory, nie mówiąc już o wokalu, w większości mówionym, czasem nucącym, wykrzykującym bardzo chwytliwe, ale niesilące się na natrętną przebojowość melodie. Pisząc o tej inspiracji, można jednocześnie żałować, że nie da się wrócić do przeszłości z „Granitem”, by to Ian Curtis zainspirował się twórczością Nagrobków. Nowy album Witkowskiego i Salamona to bowiem płyta między innymi o oswajaniu śmierci śmiechem, zapanowaniu nad przerażającymi myślami i samobójczymi tendencjami. Te piosenki mówią wprost o poczuciu bezsensu, rozpaczy, autoagresji, skrajnej depresji, ale poprzez pojawiający się humor przetwarzają te zagadnienia. To leczenie śmiercią, kuracja polegająca na tym, że zostajemy zamknięci w trumnie, no i leżąc w niej przez kilkadziesiąt minut, doceniamy to, że możemy „bawić się wesoło, „jak robak, jak dzieci, jak psy”. Ratunkiem jest oczyszczający absurd. To płyta po błazeńsku wyzwalająca, piosenkowy przykład karnawalizacji.

Już na „Stanie prac” w utworze „Ja” zwracała uwagę parafraza dziecięcej piosenki o jagódkach („jesteśmy nagrobki, czarne nagrobki”). Takie żarty można potraktować bardzo poważnie. Forma zabawy i forma mówienia o śmierci mają ze sobą wiele wspólnego, widać to wyraźnie w sztuce średniowiecza i baroku. Jak pisał Johan Huizinga: „zabawa ludzka należy do sfery uroczystości i kultu”, człowiek, bawiąc się, zawiesza prawa rządzące światem, dokonuje aktu wyodrębnienia. Może właśnie dlatego śmiech i śmierć, lekkość stylu i lekkość bytu tak dobrze się łączą? Może dlatego średniowieczny ośmiozgłoskowiec (znany z „Rozmowy Mistrza Polikarpa ze Śmiercią”) odnajdziemy (z zachowaną idealnie średniówką!) w piosence zespołu Łobuzy „Ona czuje we mnie piniądz”? Nagrobki twierdzą, że grają nekropolo. Już sama stworzona przez zespół nazwa stylu jest kapitalną, wielowarstwową formą zabawy słowem (nekropolo to aluzja do discopolo, ale także przekształcona forma słowa nekropolia). Dodajmy to tego fascynujące przemieszanie niepokojących, bardzo mocnych w swej prostocie sformułowań („kiedy są dzieci, nie chcę myśleć o śmierci”) z przezabawną poetyką banału („co tutaj dzisiaj teraz robić mam, w tym pustym świecie jestem całkiem sam”), która była już znakiem charakterystycznym poprzedniego projektu muzyków, Gówna.

Na „Granicie” imponująca jest też zabawa muzyką, czasami patetyczną, ale i w tym patosie jednocześnie karykaturalną; niby oczywiście prymitywną, ale i stanowiącą różnorodną mieszankę post-punkowych brzmień i świetnie opisanej na stronie Kultura Staroci późnej, bigbeatowej przebojowości. Muzycy operując nagłymi zmianami dźwiękowej intensywności, różnicując środki wyrazu, potrafią pięknie wytrącać słuchacza z równowagi. Bawią się konwencją metalowej ballady („Nekropolo 2017”), a po chwili ocierają się o funkujący synthpop („Nie będzie już nic”). Walcząc ze schematami, prezentują wachlarz inspiracji, który można wyrazić parafrazą okupacyjnej piosenki: Siekiera, Grechuta, Trzaska, Ścianka... Krzyszotof Kwiatkowski usłyszał na „Granicie” rys „bałkańskiej szkoły post-punku”. Zbyt mało słuchałem tamtejszych wykonawców, by zweryfikować tę tezę. Dla mnie jednak twórczość Nagrobków jest bardzo mocno zakorzeniona w glebie trójmiejskiej. Groteskowo-naiwne rymowanki kojarzą się z utworem Maćka Cieślaka „Ryba-kość”, ironiczne potraktowanie smutkowego popu lat dziewięćdziesiątych zapewniała słynna „Jesienna deprecha” Tymańskiego. Trzeba jednak przyznać, że autorzy „Stanu prac” potrafili sięgnąć po pomysły, które poprzednicy ledwo sygnalizowali i zbudować na tej bazie swoją rozpoznawalną tożsamość.

W utworze „Nekropolo 2017” padają bardzo znaczące słowa: „jakoś tak się przyzwyczaiłem, że własny zgon gdzieś przegapiłem”. Nagrobki nagrały nie tylko jedną z najlepszych polskich płyt ostatnich lat, błyskotliwie reinterpretującą różnorodne tradycje i potrafiącą umiejętnie zagospodarować yassowe szaleństwo. To nie tylko zestaw zapadających w pamięć, świetnie napisanych, przewrotnych piosenek. Może przede wszystkim jest to album, który ma w czasach samorealizacji, samodoskonalenia i samouwielbienia zmusić do konfrontacji z tematem śmierci. Wszyscy umrzemy i z tym nie bardzo da się coś zrobić. Ale może już teraz, pod wieloma względami, jesteśmy martwi? Może przegapiliśmy swój zgon i powtarzamy mechanicznie nieaktualne gesty, wypowiadamy zbędne słowa, słuchamy martwych płyt znanych i lubianych artystycznych trupów... Szansą na przezwyciężenie takiej śmierci jest forma zabawy, którą proponują Witkowski i Salamon. Nie obawiajcie się więc, wejdźcie to tej trumny, wjedźcie wagonikiem kolejki to tego czarnego zamku strachów. Jakby to napisał ks. Baka: jest życie w „Granicie” .

Piotr Szwed (23 maja 2017)

Oceny

Michał Weicher: 7/10
Paweł Ćwikliński: 5/10
Średnia z 2 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: szwed
[26 maja 2017]
dzięki za miłe słowa i krytyczne uwagi. Z pewnością interpretacji jest dużo, ale takie pisanie najbardziej lubię. Na pewno łatwo z nią przesadzić (sam przed wrzuceniem tekstu często temperuje swoje pomysły). Może tutaj rzeczywiście trochę popłynąłem, ale zachęcił mnie do tego sam zespół - konceptualnym charakterem projektu, dość wyraźnie odsyłającą w przeszłość okładką itd.
Gość: m
[25 maja 2017]
myślę, że nieco za dużo (nad)interpretacji, ale płyta dobra
Gość: Coco
[25 maja 2017]
Nomlet, tak to straszny polski zaścianek, nawet nie próbuj słuchać. Zajmij się lepiej czymś naprawdę światowym, co najmniej płytą Gorillaz
Gość: cham filmowy
[25 maja 2017]
ja jebie, chłopie, ale Ty dobre recenzje piszesz! i poradnia g na 2Tygodniku i ta. "toż to eseje"!
Gość: nomlet
[24 maja 2017]
Nie słuchałem, ale pachnie zaściankiem na odległość.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także