Meek, Oh Why?
Rękopisy nie płoną [EP]
[Asfalt Records; 17 stycznia 2017]
Jak zostać przedstawicielem hipsterskiego rapu? Po pierwsze: przyda się przekombinowana ksywka, po drugie, zamiast chwalić się podbojami miłosnymi, pisz o tym, że dziewczyny cię opuszczają. Jeśli zamierzasz wchodzić w tę stylistykę i zasłużyć na coś więcej niż złośliwe żarty rozpoczynające ten tekst, dobrze by było, żebyś zajął się muzyką, przygotował coś, co zabrzmi świeżo na tle irytujących przewidywalnością, efekciarskich podkładów, no i pokazał nie tylko poprawny flow, ale i nie dał ciała, gdy idzie o dawanie słowa.
Czy Meek, Oh Why?-owi? (Poradnio Językowa, jak ja to mam odmieniać, błagam) się udało? To mc, ale jednocześnie wykształcony trębacz, który parę lat temu zgromadził wokół siebie grono naprawdę sprawnych, kreatywnych muzyków. Fragmenty ich koncertów robią wrażenie, widać na nich ludzi, którzy cieszą się dźwiękami, proponując minimalistyczne, pomysłowe połączenie avant-funkowych patentów. Zarówno na wydanej w zeszłym roku płycie „Miło było poznać” jak i na omawianej właśnie przeze mnie EP-ce „Rękopisy nie płoną” muzyka zdecydowanie się broni, stanowiąc dodatkowo poważną konkurencję dla live składów Bisza czy Mesa. Co z tekstami głównego bohatera? Tytuł ostatniego wydawnictwo stanowi odwołania do postaci mistrza, ale do mistrzostwa na razie daleko. Może kiedyś Meek, Oh Why? będzie maszyną do lirycznego niszczenia konkurencji, na razie jest młodym, trzeba przyznać zdolnym, terminatorem, który odbywa praktyki u wczesnego Fisza. Na nowej EP-ce zdarzają się liryki naprawdę dobre, czasem zabawne i nienachalnie wzruszające choćby refren utworu „Pieśniarka i król”, ale całość sprawia wrażenie czegoś zbyt wystudiowanego. Tak jakby Meek, Oh Why? lepiej czuł się w towarzystwie słów niż ludzi. Świat, który kreuje to sprawna, ale na razie tylko zabawa słowem, bajka z tektury. Wiem, wiem, że to koncept, ale jak sądzę, jednocześnie sprawny, sprytny unik. Więcej rzeczywistości poproszę. Trzymam kciuki.