Ocena: 7

Minor Victories

Minor Victories

Okładka Minor Victories - Minor Victories

[Fat Possum; 3 czerwca 2016]

Nie ma się co oszukiwać – wszyscy lubimy supergrupy. Chyba każdy kiedyś układał sobie w głowie scenariusz powstania najbardziej nieprawdopodobnej konfiguracji personalnej, która dzięki połączeniu sił i osobistych umiejętności każdego z jej członków, szturmem zdobyłaby scenę muzyczną i stworzyła legendarny album. Rzeczywistość bywa jednak dość brutalna. Praktyka pokazuje, że zazwyczaj jest zupełnie odwrotnie – nowa grupa tworzy ogromne oczekiwania, którym rzadko kiedy udaje się jej sprostać. A jak jest z Minor Victories?

Przypadek tej supergrupy jest o tyle ciekawy, że połączenia sił, wydawałoby się tak nieprzystających do siebie muzyków z jednak dość odległych od siebie światów, raczej nikt nie przewidywał. W składzie mamy braci Lockey – Justina (na gitarze w Editors) i Jamesa (basista i filmowiec – w ramach Hand Held Cine Club tworzył teledyski m.in. dla The Twilight Sad czy Band of Skulls), Stuart Braithwaite (gitarzysta Mogwai) oraz Rachel Goswell (wokalistka Slowdive). Na papierze brzmi to dziwnie, ale i intrygująco. Moje pierwsze skojarzenie – ok, będzie głośno. Skojarzenie jak najbardziej trafne, bo intencją sprawcy całego zamieszania – Justina – było stworzenie ekstremalnie głośnej muzyki z delikatnymi, żeńskimi wokalami w tle.

Założenia projektu były proste, ale jak to często bywa – wyszło trochę inaczej. Goswell nie tonie tu w morzu dźwięków – jej wokal unosi się ponad nimi i to zarówno w momentach cichych jak i tych, w których prym wiodą przesterowane dźwięki gitar Justina i Stuarta. I tak w singlowym „A Hundred Ropes” mamy do czynienia z czymś w rodzaju elektronicznego intra, do którego po chwili dołącza subtelny wokal oraz smyczki, za które, jak mniemam, odpowiedzialny jest Braithwaite. To właśnie one, wraz z tekstami wokalistki Slowdive, wprowadzają niemal filmowy klimat do muzyki grupy. Słuchając tego albumu, czuję się jakbym oglądał dramat o kimś, kto nie może do końca pogodzić się i zerwać z przeszłością, ale jednocześnie wie, że to jedyna droga, aby móc zrobić krok naprzód – w stronę światła. Inaczej to światło zostanie rozbite, zniszczone, wygaszone – jak w ostatnich wersach tekstu do „Breaking My Light”. Trochę taki film drogi, ale z otwartym zakończeniem.

Mamy na płycie i kilka mniej wymagających utworów w postaci „Scattered Ashes (Song For Richard)” czy „Cogs”. W pierwszym z nich gościnnie swego głosu użycza James Graham z The Twilight Sad – wokal jego i Goswell zostały na siebie nałożone, tworzą ciekawy duet i jest to jedna z bardziej melodyjnych, choć jednocześnie dość prostych, shoegaze’owych piosenek. Podobnie jest z drugim z wymienionych utworów, którego główną cechą charakterystyczną jest jednostajna ściana gitar oraz oszczędna, przesterowana solówka, łamiąca na krótką chwilę strukturę kompozycji.

Oprócz Grahama, na płycie możemy usłyszeć też Marka Kozelka. Mimo całej mojej sympatii do jego osoby uważam, że tutaj był niepotrzebny – totalnie zdominował kompozycję „For You Always”. Utwór ten ma strukturę dialogu pomiędzy nim, a Goswell, ale to Mark jest stroną dominującą. Jego maniera wokalna jest po prostu zbyt charakterystyczna i co gorsza - udziela się wokalistce. Muzycznie też nie jest to nic odkrywczego – spokojny elektroniczny podkład i prosta perkusja sprawiają, że piosenka po niewielkich modyfikacjach mogłaby spokojnie znaleźć się na którymś z ostatnich albumów Sun Kil Moon.

Zdecydowanie najlepszym utworem na płycie jest rozbudowany, ponad siedmiominutowy „The Thief”. Bazę stanowią delikatne, elektroniczne dźwięki, łagodny wokal i nieco patetyczna partia smyków. W wielu pozostałych utworach napięcie, które narasta z każdą chwilą, nie ma ujścia – tutaj jest odwrotnie i otrzymujemy wreszcie to, na co czekaliśmy tak długo – ogłuszające uderzenie gitar, których dźwięki narastają z każdą chwilą aż do końcówki utworu, w którym znowu dostajemy moment spokoju i wytchnienia.

Czy więc Minor Victories da się sprowadzić do prostego, matematycznego działania: Editors + Mogwai + Slowdive = Minor Victories? Z każdym kolejnym przesłuchaniem tej płyty jestem coraz dalej od takiego stwierdzenia. Może i w kilku krótkich momentach grupa zatraca swą oryginalność, ale i tak niejeden debiutujący zespół mógłby jej im pozazdrościć. Nagrywając materiał na swoją pierwszą płytę, Minor Victories udowodnili, że zdecydowanie nie są supergrupą w złym tego słowa znaczeniu, a rozwinięcie zaprezentowanego stylu może jedynie zaowocować jeszcze lepszym krążkiem w przyszłości.

Jędrzej Sołtysiak (23 września 2016)

Oceny

Paweł Ćwikliński: 7/10
Piotr Szwed: 7/10
Marcin Małecki: 5/10
Średnia z 3 ocen: 6,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: marr
[1 października 2016]
Koncertowo 3/10, płyty nie słuchałem, więc ocenię: /10
Gość: opanowany
[26 września 2016]
To nie czujność, to już jakieś hiperprzewrażliwienie.
Gość: czujny
[26 września 2016]
" lubimy , mamy, mamy, Mamy, możemy, otrzymujemy, czekaliśmy, dostajemy"

K@#$!!!! KTO POWAŻNY TAK JESZCZE PISZE???
Gość: automaciej
[23 września 2016]
"Mamy na płycie i kilka mniej wymagających utworów.." - trochę niefortunne zdanie o zabarwieniu pejoratywnym. Halo recenzencie! rock'n'roll! bawimy się, nie?
Gość: Jacek
[23 września 2016]
Kurczę, zgadzam się z recezentem :) daję 8/10, koncertowo 9/10

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także