Joanna Newsom
Divers
[Drag City; 23 października 2015]
Muzyka Joanny Newsom jest dowodem na to, jak wiele mieści się w tym pudełku zwanym wyobraźnią. Wystarczy włożyć do niego najzwyklejszy przedmiot – choćby kawałek kredy – a wyczaruje z niego „Soft As Chalk”. Albo położyć obok siebie brzoskwinię, śliwkę i gruszkę, a przemieni je w jedyną w swoim rodzaju martwą naturę z wędzidłem. Z tej nieposkromionej fantazji powstała już cała kolekcja ponadczasowo pięknych kompozycji (urzekających i kunsztem, i prostotą), a także płyty, które można by – podobnie jak dzieła sztuki – pokryć werniksem i oprawić w złote ramy.
A jednak utwory Newsom, utrzymane we względnie jednorodnej stylistyce, w niuansach wydają mi się bardzo zróżnicowane, zwłaszcza w perspektywie całej jej dotychczasowej twórczości. Wiele dzieli ją dziś od dziewczyny, która nagrała freak folkowe „The Milk-Eyed Mender”; nie jest już też tą samą artystką, którą była na etapie „Ys”. Gdzieś na „Have One On Me” jej utwory nabrały bowiem nieco innego zabarwienia emocjonalnego: błękitnego, melancholijnego, jak u Joni Mitchell. A struktury utworów – bardziej zwarte, mniej niż na drugiej płycie rozciągnięte w czasie – dobrze współgrały z tymi przygaszonymi uczuciami.
Na „Divers” Newsom obiera tę samą metodę twórczą, skupiając się na formach piosenkowych, przeważnie utrzymanych w estetyce singer-songwriterskiej. Czwarty album artystki to dzieło zdecydowanie intymne – osadzone w codzienności, choć z przymrużeniem oka. Z tego punktu widzenia „Divers” ma wiele wspólnego z muzyką Reginy Spektor. Jednak tam, gdzie autorka „Ode To Divorce” posługuje się oczywistą ironią, Newsom wybiera subtelny dowcip – zamiast stąpać mocno po ziemi, woli stawiać kroki w chmurach. Najlepiej słychać to w „Leaving The City”, piosence, która rozpoczyna się jak jedna z kompozycji Preisnera do „Tajemniczego ogrodu” Agnieszki Holland, przywołując wizerunek Mary Lennox zasadzającej w ziemi cebulki kwiatów, aby wiosną świat stał się odrobinę piękniejszy.
Z drugiej strony nie sposób sprowadzać „Divers” do samej obrazowości: ta płyta to przede wszystkim świadectwo wirtuozerii artystki, która z biegłością i naturalnością godzi ze sobą różnorodne gatunki i motywy folkowe. Harfa gra tu bowiem tylko jedną z wielu ról – równie ważne okazują się klawisze i sekcja smyczkowa („Anecdotes”), co zbliża utwory Newsom do brytyjskiego folku w stylu Shirley Collins (także wspomniana harfa często przypomina brzmieniem gitarę akustyczną, co zresztą stało się znakiem rozpoznawczym autorki „Ys”). „Divers” czerpie też jednak pełnymi garściami z amerykańskiego folku, czego najlepszy dowód stanowi wierne wykonanie „Same Old Man” Karen Dalton, ósmy indeks na płycie. Z kolei „Goose Eggs” rozpoczyna się jak „Piggies” Beatlesów, po czym znajduje zaskakujący ciąg dalszy w postaci kojarzącej się z Pavement wstawki gitarowej. Mój ulubiony fragment to jednak „A Pin-Light Bent”, utwór niby podobny do pozostałych, a jednak całkiem inny, utrzymany w klimacie „Famous Blue Raincoat” Cohena, przepełniony refleksyjnym smutkiem.
„Divers” nie ma w sobie tego kompozycyjnego rozmachu, co „Ys”, ani onieśmielających wymiarów trzypłytowego „Have One On Me”. W moim przekonaniu jest jednak dokonaniem równie ważnym, co poprzednie – dowodzi bowiem, że Joanna Newsom to kompozytorka wszechstronna, która do każdego utworu przystępuje jak do dzieła, łączy rzemiosło z fantazją i z tych materiałów tworzy całości o nieprzemijającym pięknie.
Oceny
PUBLIKACJE POWIĄZANE
You're a big girl now.
Komentarze
[16 grudnia 2015]
[15 grudnia 2015]