Ocena: 7

The Fall

Sub-Lingual Tablet

Okładka The Fall - Sub-Lingual Tablet

[Cherry Red; 11 maja 2015]

So, today the question I'm asking the Fall forum is: why there are no Fall 'fans', only Fall obsessives? [...] Maybe we were all dropped on our heads as children, or had terrifying formative experiences with a man with a half-deranged Salford accent.David Simpson, „The Fallen”

„Sub-Lingual Tablet” to trzeci z rzędu album The Fall, który można uznać przeciętnym. 58-letni Mark E. Smith powoli traci błyskotliwość, co widać w marniejących z roku na rok tekstach, kompozycjach i braku kontroli nad występami. Obecni akolici, których trzyma przy sobie zaskakująco długo, bo co najmniej 8 lat (nie licząc dodatkowego perkusisty), nie są już tak kreatywni jak na „Imperial Wax Solvent” czy „Your Future Our Clutter”. Aktualne LP ledwie trzyma się kupy, to album-worek, w którym znajdziecie i złoto, i cebulę. Taka jest powszechna recepcja najnowszego edyktu tyrana z Edynburga i podpisuję się pod nią jedną ręką.

Drugą stawiam parafkę pod tekstem Joe'ego Caseya (Protomartyr), który „Sub-Lingual Tablet” wybrał swoim ulubionym albumem roku. To nie schizofrenia. Najnowsze dziecko The Fall bywa toporne, ale jest niezmiennie intrygujące, jak właściwie każdy z 31 albumów studyjnych tej pyszałkowatej instytucji. Na tle współczesnych wyrobów post-punkowych, które, poza nielicznymi przykładami, toczy niestety konfekcja i banał – kalki Joy Division, Gang Of Four albo Birthday Party – Smith i jego świta wypadają mało przebojowo, ale przynajmniej nie karmią słuchacza nostalgią i kompromisami.

Długo zastanawiałem się, jak ten ich outsideryzm nagina się pod naciskiem najnowszej muzyki. I stwierdzam, że nie nagina się wcale, co z jednej strony jest oczywiście budujące, ale z drugiej – bardzo smutne. The Fall niemalże nie istnieją już w dyskursie muzycznym, Smith jest albo: 1. dinozaurem, który tak naprawdę skończył się w latach 80., 2. bredzącym staruszkiem, którego toleruje się w granicach ciekawego zjawiska, 3. niepokonanym, wciąż aktywnym mistrzem, któremu wszyscy przybijają piątki, ale tak naprawdę nikt nie ogląda jego walk. Nieśmiertelny tekst Johna Peela, „always different, always the same”, stał się przekleństwem. Nie jest już działającym na wyobraźnię sloganem, zachęcającym do kopania w przytłaczającej, ale fascynującej dyskografii, tylko leniwym skrótem i recenzenckim wytrychem, którym można włamać się do każdej kolejnej płyty, w rzeczywistości wymigując się od uważnego słuchania. Pochwalić Smitha za upór i wytrwałość, i pogłaskać go kilkoma zdaniami, to jak strzelić mu w plecy. Tymczasem każdy kontakt z The Fall jest nowym wyzwaniem, nie zawsze wdzięcznym, ale na pewno wartym podjęcia, nawet dla czysto chochliczej przyjemności.

Sam tytuł albumu - gra słów między tabletką a tabletem, na albumie pełno jest wątków technologicznych - być może oznacza właśnie to, czym The Fall nigdy nie chcieli być, czyli przyjemnym medykamentem o szybkim uwalnianiu, czymś co działa łatwo, momentalnie, bezinwazyjnie. Fallerzy nadal unikają tego jak ognia. Wpadają w majaczące anty-kompozycje, jak „Dedication Not Medication”, rozkręcają plemienne rytmy na dwie perkusje w „Junger Cloth”, nagrywają absurdalne drugoplanowe wokale Eleni Poulou w zabawnym „Quit iPhone”. W agresywnym „Pledge” słyszymy metaliczny, bulgoczący bas, jakby żywcem wyciągnięty z The Jesus Lizard, do którego Smith plecie dziwną historię o zastawie. „Black Roof” (aka „Black Door”, jest kilka różnic między wersją LP i CD) przypomina Captaina Beefhearta w niepokojącym świecie kultowego „Twilight Zone”, do którego kawałek nawiązuje. W zestawie musiało znaleźć się również minimalistyczne rockabilly, ich tzw. Country&Northern – „First One Today”, które okazuje się traktować nie o pierwszej pincie lagera, jak do niedawna sądziłem, ale o mordercy o nietzscheańskich cechach. W świetnym, wrzaskliwie rozkapryszonym „Fibre Book Troll” Smith narzeka z kolei na brak dobrego facebookowego trolla, który będzie się pod niego podszywał. Jest też karykaturalny „Stout Man” - totalny rip-off mniej znanego kawałka The Stooges, „Cock In My Pocket”, tyle że z zupełnie nowym tekstem. Smith kazał grupie wykopać i nauczyć się tego numeru, bo zirytowali go stwierdzeniem, że The Stooges to tylko A/E/A/E. Efekt zdecydował się wrzucić na album. Nawet przy tak średnio interesującym numerze można więc sobie wydłubać zabawną anegdotę. Po więcej faktów i domysłów na temat treści kawałków i ich kontekstów odsyłam do bezcennej strony The Annotated Fall, gdzie przeanalizowane są prawie wszystkie (!) lyriki The Fall.

Każdy album tej mojej grupy na całe życie (coming out) zawiera przynajmniej jeden koncertowy hit, który na ogół zostaje w repertuarze na dłużej, i nic się w tej kwestii nie zmieniło. W „Auto-Chip 2014-2016” Smith zastanawia się „how bad are English musicians?”, co przyprawia go tylko o „suffering”, powtarzane w wielogłosie jak w zbiorowym transie. 10 minut intensywnego krautu z mocnymi bębnami pasuje do tego tekstu doskonale. Zastanawiający jest tytuł, a konkretniej enigmatyczny „auto chip”. Wspomniane świry z The Annoted Fall zauważyły, że „chip” pojawiał się już w numerze „Gut of the Quantifier” i wszystko wskazywało na to, że w miejsce chipu można podstawić dowolne słowo sensowne dla odbiorcy. Co dyktuje wyobraźnia w tym przypadku, pamiętając, że to tyrada na temat podłej jakości muzyków? Auto-tune? Auto-plagiat? Auto-fellatio?

W swojej auto-biografii, "Renegade", Smith napisał niezwykle mądrą rzecz: If you're going to play it out of tune, then play it out of tune properly. "Sub-Lingual Tablet" zdarza się tę porządność wystawić na mocną próbę. Ale nieważne, czy więcej tu zdyscyplinowanych zagrywek udających chaos, czy niekontrolowanych już słabości. To wciąż brzmi lepiej, niż większość muzyki.

Karol Paczkowski (3 grudnia 2015)

Oceny

Karol Paczkowski: 7/10
Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: toomuch
[23 lutego 2018]
polecam moich parę niezdarnych prób tłumaczeń tekstów marka e. smitha: tlumaczepiosenki.blogspot.com pozdrawiam:)
Gość: karol p nzlg
[5 grudnia 2015]
Właśnie, sesje dla Peela, jak mogłem zapomnieć. To jest esencja.
Gość: UPADEK
[5 grudnia 2015]
Radzę obejrzeć na YT cały występ FALL z tegorocznego Glastonbury. Tylko założyć słuchawki i dać do pieca. Wtedy może zaskoczycie co to jest THE FALL. Ja próbuję od paru lat i dalej nie wiem. Ale bardzo lubię się odurzać tym jazgotem. A z płyt to radzę zdobyć pudło z 6 CD sesji dla Peel'a. FALL w ekstrakcie.
Gość: karol p nzlg
[5 grudnia 2015]
@Mikołaj Cholera, to mi dałeś zadanie. Wytypowanie jednej, a nawet trzech płyt, jest niemożliwe, naprawdę. Dykografia The Fall jest po prostu zbyt różnorodna. Najlepiej chyba zacząć od "Grotesque" i jechać aż do "This Nation's Saving Grace". To jest bezbłędny okres, wliczając w to EP-kę "Slates", którą w jakimś sensie można nazwać esencjonalną, bo to 6 znakomitych numerów upchniętych na małym formacie. Każda późniejsza płyta dzieliła już fanów, co nie znaczy, że nie znajdzie się wśród nich Twoja ulubiona. W 2000 r. wydali świetne "Unutterable" i generalnie okres 2000-2010 owocował bardzo dobrymi albumami, może poza "Reformation Post TLC", ale to też niezły krążek. Najbardziej zaniedbywane są lata 90, a The Fall robili wtedy naprawdę ciekawe rzeczy, np. popowe "Extricate" i "Marshall Suite" albo bardziej eksperymentalne "The Light User Syndrome" i "Levitate". Mogę wymienić pięć najbliższych mi albumów, chociaż za tydzień pewnie podałbym zupełnie inne: "Hex Enduction Hour", "Perverted By Language", "This Nation's Saving Grace", "Levitate", "The Real New Fall LP". Ale tak jak pisałem, polecam zacząć od złotego okresu albo od początku, chociaż gdziekolwiek byś nie zaczął, przygoda będzie przednia, słowo.
Gość: Mikołaj
[5 grudnia 2015]
Faktycznie świetna recenzja!
Karolu, a gdybyś miał wytypować jedną (w porywach 3) najważniejszą i najlepszą zarazem płytę The Fall (no dobrze, najbardziej esencjonalne), to którą? Nie chodzi o challenge podsumowania dorobku, raczej o wskazówkę co polecić niezaznajomionym.
Gość: karol p nzlg
[4 grudnia 2015]
@Kowal Miłe słowa, dzięki!
Gość: Kowal
[4 grudnia 2015]
Ironiczne teksty takie jak ten o AC są spoko, ale tak naprawdę na Scr wchodzi się dla takich artykułów. Szacunek dla autora.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także