Ocena: 7

Helena Hauff

Discreet Desires

Okładka Helena Hauff - Discreet Desires

[Werkdiscs; 4 września 2015]

Kariery Helenie Hauff mogłoby pozazdrościć wielu producentów. Pojawiła się na radarach fanów muzyki elektronicznej za sprawą bardzo dobrze przyjętej EP-ki “Actio Reactio”. Wiele ciepłych słów zgarnęła za umiejętne budowanie napięcia, dzięki czemu nawet dziesięciominutowego utworu tytułowego słuchało się z zaciekawieniem od początku do końca. Uwagę przyciągało także wypracowane przez nią brzmienie, szorstkie i chropowate, wywiedzione z no wave’u i industrialu, a jednocześnie zanurzone po uszy we wczesnym acid techno. Helena załapała się na sam szczyt popularności powracającego po latach industrial techno i z gracją doświadczonej surferki płynie na tej fali do teraz.

Rezydentka hamburskiego klubu Golden Pudel nie próżnowała przez dwa lata od wydania pierwszej EP-ki, tylko kuła żelazo póki gorące (jak przystało na pracowniczkę industrialnej huty techno). W tym czasie wydała kilka kolejnych EP-ek, założyła projekt Black Sites wydany w PAN Records, nagrała kasetę “A Tape” z improwizacjami syntezatorowymi, a także zagrała niezliczoną ilość długich, eklektycznych dj setów (w tym wiele razy w Polsce - w tym roku cztery razy, jeśli mnie pamięć nie myli).

Nic dziwnego, że oczekiwania przed premierą debiutanckiego długograja były mocno rozbudzone. Helena - jak przystało na punkówę, która chce zniszczyć społeczeństwo - nic sobie z nich nie robiła. Jej odwagę wypada docenić - producentka postawiła na różnorodność, pewnie zdając sobie sprawę, że trudno jest się przebić przez dziesięcioutworowy album techno. Dlatego na pierwszy plan wysuwa swoje inspiracje no wave’owe i minimal synthowe, które dominują stylistycznie na albumie. Hauff nie straciła też wiele ze swoich wcześniejszych zalet - nadal dobrze operuje dynamiką, jak w szalonym synth-funkowym “Piece of Pleasure", w którym stawia wciąż na brzmienie lo-fi.

Nie oznacza to, że Helena całkowicie porzuciła techno, singlowe “L’Homme Mort” przywodzi na myśl kwaśne improwizacje Jamala Mossa. Rozumiem jednak, że kilku fanów może być zawiedzionych, większość kawałków nie utrzymuje takiego tempa jak wyżej wymienione, koncentrując się bardziej na operowaniu detalami i kreowaniu atmosfery grozy bliskiej soundtrackom z horrorów. Warto jednak dać jej kredyt zaufania na następne wydawnictwa, bowiem Hauff ma niepodważalny talent do majstrowania przy analogowych syntezatorach.

Krzysztof Krześnicki (5 listopada 2015)

Oceny

Michał Weicher: 6/10
Michał Pudło: 5/10
Średnia z 2 ocen: 5,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Aerosol
[10 listopada 2015]
A mi ten album podoba się nawet bardziej od wcześniejszych produkcji. Dla mnie zaletą jest właśnie odejście od tej chropowatości i techno acidu. Nie wiem czemu ale ten acidowy bulgot brzmi teraz strasznie topornie i wtórnie, tak samo jak te prostackie, jednostajne techno bity. Choćby nie wiem jak to mieszał to i tak nic ciekawego z tego już nie wychodzi. Co innego ten album który brzmi dosyć świeżo i przystępnie.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także