Ocena: 7

Jerry Paper

Carousel

Okładka Jerry Paper - Carousel

[Bayonet; 31 marzec 2015]

Pod pseudonimem Jerry Paper ukrywa się młody songwriter z Los Angeles, okularnik o nerdowskiej aparycji: Lucas W. Nathan. Może nie brat łata, ale z pewnością budzący sympatię swojak. Do szerszej świadomości przebił się w zeszłym roku dzięki „Big Pop For Chameleon World”. Album wydał nie kto inny jak Keith Rankin (aka Giant Claw) via Orange Milk Records – co już samo w sobie powinno mówić nam, zainteresowanym, z jakim typem muzyki mamy do czynienia (skoro zapytanie o nazwisko w google graphics zwraca więcej renderów niż fotografii, coś musi być na rzeczy).

Proszę się jednak nie obawiać, to nie Zajzajer czy eksperymentalna zupa. „Carousel” stanowi zbiór dziesięciu lekkich piosenek z wokalem trochę w stylu Matthew Deara i muzyką w całości syntetyczną, hi-fi i amatorską, nieco w rejonach estetycznych chwalonego przez Julię Holter Jiba Kiddera (który swoją drogą wydał w tym roku świetny album „Teaspoon To The Ocean”). Z tą różnicą, że Jerry Paper nie poprzestał na pisaniu piosenek – jego ego rozrosło się do rozmiarów gargantuicznych, a specyficzne poczucie humoru i zmysł estetyczny narzucają się słuchaczowi mimowolnie. Stąd bierze się prosty zarzut: o przerost formy i atmosfery nad faktycznymi walorami muzyki. Właśnie z tych powodów zeszłoroczny „Big Pop…” potrafił dość szybko znużyć i zniechęcić.

„Carousel” broni się o niebo lepiej niż poprzednik, gdyż większość nowych MIDI-piosenek Papera przypomina fototapety z rajskimi plażami. Palmy, ocean, delfiny i marzenia o tropikach pośród kurzu i meblościanek. W pewnym sensie te piosenki symulują bycie piosenkami (tak jak fototapeta Mariana Kowalskiego symuluje bibliotekę). Są trochę ironiczne i niepoważne, mimo to spełniają wszelkie warunki piosenkowości, do tego gładko zapadają w pamięć. Kontrapunkty w leniwym „Wastoids”, melodia prowadząca zwrotki w „Halfway Zen”, instrumental zamykający „Piggies” to momenty, w których czuć, że Lucas Nathan poświęcił kontrolerom MIDI sporo uwagi i serca. Po pierwszej, drugiej, trzeciej, czwartej, piątej piosence gdzieś w międzyczasie dociera do nas ukryty przekaz: świat jest cyrkiem, kręcimy się na karuzeli w rytm jarmarcznej muzyki.

Panie i panowie, dotykamy klaunscendencji. W czasach „beki wiecznie granej” na społecznościówkach to być może jedyna transcendencja, na jaką nas stać – zdaje się mówić Jerry Paper. A jego kiczowate progresje MIDI-akordów i świat pełen goryczy (z przyklejonym do twarzy uśmiechem) tylko te wnioski wzmacniają. Doświadczenie mistyczne polega na odkryciu, że za górnolotnymi słowami profetów kryje się druzgocąca pustka. Jerry Paper jest trefnisiem z gatunku tych, którzy nawet po odkryciu wszystkich kart, odsłonięciu wszelkich kotar, nie przestają błaznować, mimo że łzy płynące ciurkiem zmazują wesołkowaty makijaż.

Michał Pudło (28 października 2015)

Oceny

Michał Pudło: 7/10
Piotr Szwed: 6/10
Średnia z 2 ocen: 6,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Eco
[29 września 2016]
Płyta jak płyta, średniak. Za to recenzja świetna

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także