Blanck Mass
Dumb Flesh
[Sacred Bones; 12 maja 2015]
„Dumb Flesh” uderza do głowy. Nie może być inaczej - ciężko będzie namierzyć w tym roku drugą tak głośną płytę. Noise w definicji Benjamina Johna Powera musi być ekstremalny i nafaszerowany sterydami z cukrem. Sytuacja jest jednak bardziej zagmatwana, bowiem nie są to trzasko-szmery wywołujące podskórny ból. Tematem przewodnim jest kruchość ludzkiego ciała (body music?), zaś głównym bohaterem całego przedstawienia są ekstatyczne melodie - kojarzące ze sobą wymyślone soundtracki szalonych kreskówek oraz gier na Amige, ejtisowych synthów i EBM.
Początek jeszcze tego nie zapowiada. „Loam” to groteskowo spowolniona ścieżka z puszczonym od tyłu wokalem, klimatycznie wbijająca się w dawne zagrywki Clamsa Casino. Po czterech minutach następuje szaleństwo: „Dead Format" wystrzeliwuje w niebo klubowy, hiper-rozgorączkowany noise z obłędną perkusją. Pierwszy raz możemy się przekonać, że wszystkie suwaki w studiu ktoś maksymalnie przestawił, jednocześnie robiąc wszystko, aby hałas przerodził się w pewnym momencie w uzależniający banger. Atrakcje na tym się nie kończą. Pierwsze sekundy „No Lite" obracają się wokół ambientu skonsumowanego przez charczący shoegaze, „Cruel Sport” jawi się jako przeorany szumem bitpop, „Double Cross” i „Lung” to najlepszy electro-industrial ostatnich lat. A wyjątkowo ciekawie robi się na samym końcu, gdy noise'owy „Detritus” na wysokości trzeciej minuty przeradza się w emfatyczny hymn. Dzieje się.
Druga płyta Blanck Mass jest naładowana jak pozostawiona na lata puszka z napojem. To robi wrażenie, jednak „Dumb Flesh" ma też pewną skazę, która ujawnia się dopiero po kilku odsłuchach. Brak subtelności oraz ofensywna produkcja nie zostawiają nam wielkiego pola do wyobraźni. I choć poziom przyjemności jest nieustannie bardzo wysoki, to brak drugiego dna sprawia, że termin ważności jest nadto wyraźny. Może to nieco dziwić, gdyż Benjamin Power działając pod szyldem Fuck Buttons raczej takich sytuacji się wystrzegał. Rzecz jasna coś za coś - Fuck Buttons nie są aż tak efektowni, niemniej na dłuższa metę ich siła jest większa. Widocznie kluczową rolę odgrywa Andrew Hung, hamujący nieco szaleństwa Powera.
Nie jest to na szczęście przeszkoda nie do przejścia. Rozsądnie dawkując „Dumb Flesh” można okiełznać ogłuszające wiązki techno-noise'u Blanck Mass. Wtedy ich jakość znacznie wzrasta, a znużenie właściwie nie następuje. I w takiej sytuacji możemy mówić o jednej z najciekawszych płyt 2015.