kIRk
III
[Asfalt Records; 19 czerwca 2015]
W twórczości kIRk zawsze liczyło się to, co pozamuzyczne, a odpowiedzialne za nastrój: to, co z samej muzyki czyniło coś ponad nią samą, wynosiło ją do poziomu estetyki. Stąd grające istotną rolę na „Mszy świętej w Brąswałdzie” sample z filmów, stąd zainspirowana opowiadaniem Poego „Dżuma” ze „Złej krwi”. Nie inaczej jest w przypadku „III”, dla której podstawę stanowiły szkice muzyczne do filmu niemego „Zew Cthulhu”. Kontur tego szkicu zespół wypełnił jednak muzyką samą w sobie – ulotną, istniejącą tylko jako chwila w czasie. Wystarczy już jedno spojrzenie na tytuł płyty i tytuły poszczególnych utworów: kolejno i przejrzyście ponumerowane fragmenty „III” pozwalają sądzić, że tym razem zespół chciał pozbawić muzykę ciężaru kontekstu i nadać jej w zamian całkowitą lekkość. Lekkość opartą na momencie niepowtarzalnym, który w muzyce – podobnie jak w fotografii – zamienia się w moment decydujący. Bo to, co bezpowrotnie przemija, ulega zatarciu, nie daje się świadomie nazwać. I choćby z tej przekornej ambicji zapamiętania i nazwania trzecie pełnowymiarowe nagranie kIRk nie sposób usłyszeć tylko raz.
Z drugiej strony „III” sprawia wrażenie płyty szczególnie uporządkowanej, głównie za sprawą rytmu – raz hip-hopowego, raz dubowego – którego wahadłowa, jednostajna prędkość paradoksalnie chroni płytę przed powtarzalnością. Jest w tym bicie coś matematycznego czy algorytmicznego, coś, co jak w „|5|” przywodzi na myśl płytę Alva Noto i Blixy Bargelda, nagraną pod szyldem anbb. Muzyka kIRk nadal jest jednak w równej mierze elektroniczna, co akustyczna. Aby się o tym przekonać, wystarczy posłuchać pierwszego utworu, który z syntetycznego rytmu czyni (w sensie potocznym) kontrapunkt dla pełnych napięcia, wysokich dźwięków trąbki, podobnie jak na pamiętnej ścieżce dźwiękowej Andrzeja Korzyńskiego do „Opętania” Żuławskiego. Muzyka elektroniczna i akustyczna zderzają się również w „|2|”, utworze, który łączy lotność z materią w duchu „Love’s Secret Domain” Coila – płyty, której ducha wyczuwa się na „III” silniej niż tylko intuicyjnie.
Ten rytmiczny porządek stanowi dla kIRk nowe otwarcie. Otwarcie na słuchaczy, którym język awangardy wydawać się może zbyt niespójny, zbyt fragmentaryczny, pozbawiony punktu ciężkości. Jednak nawet wówczas, gdy tempo kompozycji zwalnia gdzieś w okolice dubu, a fragmenty melodii stają się coraz bardziej niewyraźne i rozmyte, kIRk idą o krok dalej niż choćby Brytyjczycy z Demdike Stare. Jak już bowiem zauważyłam w recenzji „|1|”, tercet Bartnik/Dokalski/Kalinowski nadal czerpie energię z tych samych źródeł: z wrzenia dźwięków, z krótkich spięć, z kontrolowanego chaosu. To z kolei atrybuty muzyki konkretnej, która w wykonaniu kIRk przybiera postać „|6|”, gdzie instrumenty przyjmują funkcję dźwiękonaśladowczą na tyle sposobów, że ich odgłosy jeszcze przy powtórnym odsłuchu wywołują silny dreszcz. I tym głośniej wybrzmiewa w tej głuszy operowe vibrato Antoniny Nowackiej, kojarzące się z co odważniejszymi wokalizami Meredith Monk.
„III” kończy się fragmentem podniosłym, ale nie ciężkim – raczej jeszcze bardziej niż poprzednie niepochwytnym, wymykającym się gatunkowym epitetom. W przypadku kIRk trudno jednak o lepszy finał – mamy bowiem do czynienia z zespołem, który wprowadzając słuchacza w stan całkowitej dezorientacji, potrafi wzbudzić u niego silne i jednoznaczne emocje. Jak fotografia, która niepowtarzalny moment w czasie przemienia w moment nieskończony.
Komentarze
[18 lipca 2015]
[16 lipca 2015]
[16 lipca 2015]
[16 lipca 2015]
[16 lipca 2015]
1. «zespół złożony z trzech wokalistów lub instrumentalistów; też: utwór muzyczny przeznaczony dla takiego zespołu»
2. «troje ludzi robiących coś razem»
http://sjp.pwn.pl/szukaj/tercet.html
[15 lipca 2015]
tercet - zespół składający się z trzech wokalistów albo utwór muzyczny na trzy głosy wokalne. To w żaden sposób nie pasuje do kIRka.