Ocena: 7

Jenny Hval

Apocalypse, Girl

Okładka Jenny Hval - Apocalypse, Girl

[Sacred Bones; 9 czerwca 2015]

Jenny Hval chce zmieniać świat, ale zaczyna od siebie. „What is it to take care of yourself?” – pyta z dobrotliwą ciekawością. Zająć się sobą? Zrobić ze sobą porządek? Jedno pytanie rodzi kolejne, a linia graniczna między dwoma znaczeniami tego zwrotu okazuje się cienka i czerwona. Czerwona zupełnie jak gumowa piłka, na której pokłada się w rozkroku dziewczyna, sfotografowana na okładce „Apocalypse, Girl”. Przypomina to trochę niezdarny fitness, a trochę Atlasa, który zrzuca z siebie ciężar wielkiej kuli.

Jenny Hval czuje się w obowiązku rozmawiać o społeczeństwie, sztuce, kapitalizmie. „I’m 33 now – that’s Jesus’ age”, tłumaczy. Ale równocześnie się waha, zamyka w sobie. „Self-doubt, it’s what I do”, wyjaśnia w „Angels & Anaemia”. Zamiast prosić o uwagę, odwraca się do ściany i cichym, niepewnym głosem recytuje wiersz. To poezja z prawdziwego zdarzenia, kojarząca ze sobą słowo i dźwięk oraz tworząca z nich barwną i dowcipną opowieść o Yes-Woman, która naprawia świat, nie wychodząc z domu.

W przypadku Jenny Hval – kompozytorki i pisarki, dla której literatura siłą rzeczy stanowi źródło inspiracji – forma i treść, muzyka i tekst łączą się w ciągły strumień, w którym trudno wyodrębnić poszczególne nurty. O ile „Innocence Is Kinky” była (w dużej mierze) płytą folkowo-rockową i przebojową, o tyle na „Apocalypse, Girl” dominują drony i długie, wybrzmiewające nieprzerwanie akordy, a sama Hval stroni od refrenów i powtórzeń. Na tym tle wyrazistość zyskują rozmaite drobiazgi: strunowe arpeggia, elementy nagrań terenowych („Heaven”) i muzyki konkretnej („Kingsize”), czy wstawki noisowe („White Underground”). W dodatku Hval w przemyślany i świadomy sposób operuje swoim głosem, podnosząc go do krzyku albo przeciwnie: ściszając do szeptu, a nawet do samego tylko oddechu („Holy Land”). Bogactwo szczegółów składa się na psychodeliczny, nieco mistyczny pejzaż o ciepłej palecie dźwięków, przypominający muzykę Julii Holter, choć w wydaniu bardziej introwertycznym, wsobnym i ironicznym. Ważną cechą „Apocalypse, Girl” jest bowiem jej cut-upowy i prześmiewczy charakter, przejawiający się w szumach, trzaskach, melorecytacji i cytatach („Here, I see no subculture, no no future, no big science”). Ta złożoność formalna sprawia, że płytę można odbierać w kategoriach performance’u czy manifestu, na tyle – na szczęście – dowcipnego i lekkiego, że przesłanie nie odwraca uwagi od samej muzyki.

„Apocalypse, Girl” to chyba najbardziej zaangażowany społecznie i polemiczny album Jenny Hval, przede wszystkim jednak – najciekawszy. Równie niejednoznaczny i nieoczywisty jak jego autorka, traktująca sprawy makro – i siebie samą – z wyraźnym przymrużeniem oka. A taka dziwnie rozpalona, niezdarna Jenny przemawia do mnie o wiele bardziej niż Lola, która mówiła, że chce zmieniać świat.

Ania Szudek (16 czerwca 2015)

Oceny

Michał Weicher: 8/10
Michał Pudło: 7/10
Średnia z 2 ocen: 7,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: plt
[17 czerwca 2015]
Innocence Is Kinky>Apocalypse, Girl>Meshes Of Voice

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także