Ocena: 7

The Soft Moon

Deeper

Okładka The Soft Moon - Deeper

[Captured Tracks; 31 marca 2015]

Gdy w trakcie znakomitego, bardzo głośnego koncertu Luisa Vasqueza na katowickim Offie w 2013 roku ze sceny popłynęły pierwsze dźwięki „Insides”, nie miałem już wątpliwości, że wśród post-punkowców zanurzających przebojowe melodie w analogowych bądź cyfrowych szumach Amerykanin należy do moich współczesnych faworytów. Pierwszy krążek The Soft Moon, pełen pogłosów, rozmyć i kreatywnej zabawy masteringiem, z jednej strony przywodził na myśl dokonania Joy Division, wczesnego The Cure czy nawet tuzów gotyckiego popu, ale z drugiej konstrukcja tych utworów odsyłała moją wyobraźnię gdzieś do obrazów impresjonistów czy dzieł Williama Turnera. Innymi słowy, słuchało się tego świetnie – odpalcie choćby „When It’s Over”, „Circles” i „Breathe The Fire”. Druga płyta, konsekwentnie rozwijająca koncept jedynki, oprócz wspomnianego już „Insides”, cechowała się także większą ilością dusznych, bardzo oszczędnych w swej budowie tracków, jak „Lost Years” czy „Zeros”. Nic więc dziwnego, że na trzeci longplay artysty nie ja jeden ostrzyłem sobie zęby.

Na „Deeper” Vasquez chyba najmocniej w dotychczasowej dyskografii postawił na melodyjność, a za utwór reprezentatywny należałoby tu uznać „Far”, w którym gnająca do przodu perkusja i bas rozrzedzane są sześciodźwiękowa melodyjką (F, C, E, C, D, B) i wokalem. Po chwili, ku uciesze fanów, Amerykanin szarpie jednak za dźwignię uwalniającą hałas i w kulminacyjnym momencie zatapia całość w festiwalu zgrzytów. Teledysk powinien zaś wywołać nutkę rozrzewnienia u wszystkich, którzy przeszli kiedyś etap nałogowego oglądania ejtisowego kina akcji, sci-fi i slasherów na kasetach wideo. Inna warta uwagi kompozycja to „Desertion” (momentami przypomina trochę styl TR/ST) – zaszumiony, narkotyczny soundtrack wręcz stworzony do ubarwienia, bo ja wiem, hipotetycznego party replikantów z „Łowcy androidów”. Tak jakby jakiś alchemik, który upodobał sobie eksperymenty na organizmach żywych, na parkiet pełen roztańczonych ludzi wypuścił gęste opary bliżej niezidentyfikowanej substancji. Stylistycznie do reszty płyty nie pasuje odrobinę zdehumanizowane „Wrong” – utwór brzmiący zupełnie tak, jakby Vasquez nasłuchał się „Full Of Fire” The Knife i zdecydował się przeszczepić morderczą, acidową repetytywność wspomnianego kawałka w post-punkowe realia. Co jeszcze? Wszystkich, którzy poszukują w muzyce smutku i melancholii powinno zadowolić „Without”. Fani Depeche Mode uśmiechną się przy „Wasting” (świetne video!), sympatycy bujania się do rytmu przy „Feel”, zaś ci, którym podobało się „Far”, przy „Try”, bazującym na analogicznym do reprezentatywnego dla płyty nagrania schemacie.

Istnieje całkiem pokaźna frakcja słuchaczy, dla których dobry zespół to taki, którego brzmienia nie można pomylić z brzmieniem nikogo innego. Mielibyśmy więc w tej grupie m.in. KNOWER czy Jensen Sportag, ale i, hehe, Nickelback. Kryterium, jak widać, jest dość ryzykowne, niemniej Vasquezowi w swoich muzycznych eksperymentach udało się wycisnąć coś ciekawego i w pełni autorskiego z bardzo już zmaltretowanych stylistyk. I w tej kreatywności tkwi chyba jego największa siła.

Wojciech Michalski (8 maja 2015)

Oceny

Michał Pudło: 5/10
Średnia z 1 oceny: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także