Ocena: 5

Blur

The Magic Whip

Okładka Blur - The Magic Whip

[Parlophone; 27 kwietnia 2015]

„What do you got?” – pyta Damon Albarn w pierwszym wersie otwierającego płytę utworu „Lonesome Street”, poniekąd adresując troski wszystkich fanów Blur od momentu ujawnienia projektu „The Magic Whip”. Bo niby minęło dwanaście lat, ale faktycznie od chwili rozpoczęcia tematu nowego albumu – ledwie kilka miesięcy. Przypomnijmy: w tym czasie Blur ad hoc zarejestrowali kilkanaście kompozycji podczas nieplanowanych wakacji w Hongkongu, a jesienią gitarzysta Graham Coxon wraz z producentem Stephenem Streetem wzięli na swoje barki ciężar wyprodukowania na ich bazie ósmego longplaya kwartetu. Szybka akcja, mająca premiować spontaniczną, intuicyjną metodę pracy w studiu „na żywo”, kosztem żmudnego, wielomiesięcznego procesu dłubania nad poszczególnymi utworami, na które zespół nie miał ochoty. Ostatecznie w przypadku Blur prawie zawsze chodziło o świetne piosenki, a te albo się ma, albo nie.

Więc „co tam macie”? Pamiętacie może tę scenę z „Chatki Puchatka”, kiedy im bardziej Kubuś zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było. Podobnie jest z piosenkami na „The Magic Whip”. Przy pobieżnym kontakcie mogą budzić poczucie dawno nie zaznawanej fajności, bo są tu przecież wszystkie składowe klasycznej receptury Blur: począwszy od elastycznej gry sekcji rytmicznej, poprzez nosową manierę Albarna, po gitarowy warsztat Coxona. Utwory często imitują konkretne momenty w tak kochanym katalogu grupy, co w naturalny sposób ociepla ich aurę, wzmaga nostalgię za utraconymi latami i ustawia zespół w kontrze wobec tego wszystkiego, co się w międzyczasie wydarzyło w muzyce i podobało nam się mniej niż płyta „13”.

Zatem ci fani Blur, którzy patrzą na obecne poczynania Albarna właściwie bezkrytycznie, zostaną pewnie urzeczeni już pierwszymi dźwiękami „Lonesome Street” i będą krzyczeć: ale co właściwie ci się tu nie podoba? Tymczasem trzeźwo patrząc, ta piosenka to zgrabnie przeprowadzone oszustwo, ukrywające pod płaszczykiem bardzo blurowskich patentów kompozycyjną niemoc. Zbudowawszy jako taką zwrotkę na wyświechtanym jak to tylko możliwe riffie a la „Wild Thing”, muzycy zapominają zupełnie o dopisaniu refrenu i na wysokości półtorej minuty kawałek po prostu więdnie, jest pozamiatane. Można się zatem zastanawiać, na ile fascynacja nowym Blur wynika z jakości samych piosenek, a na ile z niezaprzeczalnej stylowości i popkulturowej siły kwartetu, a zwłaszcza Albarna, owianego britpopową legendą i etykietką eksperymentatora z otwartą głową, na jakiej wiezie się od dobrych piętnastu lat, niestety nagrywając mniej ciekawą muzykę niż wcześniej, kiedy był po prostu nieco pyszałkowatym, przemądrzałym gwiazdorem.

Nie chcę przez to powiedzieć, że „The Magic Whip” jest profanacją nieskazitelnej dyskografii, bo Blur takiej nie posiadają. Chyba żadna z ich płyt nie jest pozbawiona mniejszych lub większych wahnięć formy, choć większość niewątpliwie świetnie trafiła w swój czas i stała się punktami odniesienia dla rzeszy następców. Ale twórcza energia Albarna i Coxona napędzana dodatkowo komercyjnymi (czytaj: chartsowymi) ambicjami zespołu i jego wytwórni przez wiele lat owocowała soczystą, inteligentną i wściekle chwytliwą muzyką pop. Na tym albumie nie ma ani jednego, ani drugiego – te piosenki brzmią, jakby nawet ich autorzy nie traktowali ich zbyt poważnie; nie mają aspiracji do bycia czymkolwiek więcej niż kolejnym sympatycznym plumkaniem, które Damon mógłby równie dobrze wydać pod jednym ze swoich niezliczonych szyldów.

Oczywiście należy uczciwie przyznać, że właściwie ani przez chwilę nie obcujemy z muzyką jednoznacznie złą. Sęk tkwi w rodzaju songwritingu, jaki uprawiają tu często Blur – z jednej strony przeciętne, mało wyraziste motywy, dodatkowo intonowane zrezygnowanym głosem Albarna śpiewającego „przez słuchawkę”, ciągną się przez cały utwór, potęgując wrażenie nudziarstwa. „New World Towers” – cztery minuty. „There Are Too Many Of Us” – cztery i pół. „Thought I Was A Spaceman” – ponad sześć! Z drugiej strony te fragmenty przynajmniej nie bazują na tanich rozwiązaniach odwołujących się do nowofalowego oblicza Blur z pierwszej połowy lat 90. kiedy Albarn mocno inspirował się wczesnym XTC. „I Broadcast” czy „Go Out” to kilka dobrych minut spędzonych w poszukiwaniu interesującej zmiany akordów, niestety bez szczęśliwego finału. Paradoksalnie te niby spontaniczne, zaimprowizowane próby potrafią brzmieć jak wymuszone ćwiczenia – singalong w „Ong Ong” jest tak typowo blurowski, jakby pochodził z jakiegoś generatora piwnych przebojów. Nie można odmówić mu chwytliwości, ale zahacza to o autoparodię.

Napiszmy to wprost: biorąc pod uwagę sumę oczekiwań, dotychczasowy status grupy i klasyczność jej dyskografii, „The Magic Whip” jest rozczarowaniem jakościowym na rzadko spotykaną skalę. Mowa o sytuacji, w której nawet wyróżniające się utwory – powiedziałbym, że „Ghost Ship”, „Ice Cream Man”, może „My Terracotta Heart” i „Mirrorball” – miałyby kłopot z załapaniem się do Top 50 najlepszych kompozycji tej grupy i kiedyś stanowiłyby ledwie nieszkodliwe tło dla prawdziwych highlightów. W przypadku zespołu, który stał się definicją swojej własnej epoki, trudno nagradzać fakt, że jego comeback okazuje się zaledwie poprawną celebracją posiadanego od lat prestiżu. Urzędowy entuzjazm dziennikarzy muzycznych nie jest w stanie zamaskować wygasających mocy twórczych kwartetu. A może bladość „The Magic Whip” wynika w prostej linii z genezy samego reunionu grupy, który – przypomnijmy – nie wziął się bynajmniej z nagłej eksplozji artystycznego napięcia pomiędzy Damonem, Grahamem, Alexem i Dave’em. Po prostu w czasach festiwalowego prosperity takiej marce jak Blur nie opłaca się dzisiaj nie grać koncertów. Zrobiona na boku płyta, o którą miłośnicy grupy błagali od lat, ostatecznie okazuje się wydawnictwem raczej niepotrzebnym, nic nie wnoszącym do historii tego wielce zasłużonego zespołu.

Kuba Ambrożewski (29 kwietnia 2015)

Oceny

Michał Weicher: 6/10
Wojciech Michalski: 6/10
Jędrzej Szymanowski: 5/10
Średnia z 3 ocen: 5,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: jan sulima
[10 grudnia 2015]
waHnięcia*
Gość: zygmunt miedzianowski
[10 grudnia 2015]
"Pamiętacie może tę scenę z „Chatki Puchatka”, kiedy im bardziej Kubuś zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było".

Nie pamiętamy, ponieważ K. P. to karma dla amatorów.
Gość: jan sulima
[9 grudnia 2015]
"Chyba żadna z ich płyt nie jest pozbawiona mniejszych lub większych wahnięć formy". To ciekawe, gdzie te "większe wachnięcia formy"? Odejmijmy pierwszy album i pozostałe 5 płyt z lat 90. NIE POSIADA WIĘKSZYCH WACHNIĘĆ FORMY. Dopiero przereklamowane w PL środowisku slackerów "Think Tank" je posiada (nadal, szukanie SŁABIZN na płytach Blur - błagam....)...
Gość: melo
[7 grudnia 2015]
Panie Kubo. Coś mi się wydaje, że wystawił pan średnie 5/10 właśnie ze względu na poprzednie dokonania Blura. Tak naprawdę brzmi to, jakby The Magic Whip otrzymał 3/10. Płyty nie mam, ale chętnie zdobędę, gdyż kilku (tj. siedmiu) utworów słuchałem i są naprawdę dobre. Otwieracz zwłaszcza. Osobiście i na ślepo, dałbym im teraz 8/10. Muzyka w gruncie rzeczy jest przyjemna i dość luźna, wpada do ucha. Nieważne, że bez jakiegoś pazura. A wam się to nie podoba. Dla porównania, przytoczmy wydany 10 lat temu debiut polskiego Penny Lane. Album genialny, jednak również za zbytnią radość i ogólny spontan otrzymał od was skandalicznie niskie 3/10. Tak samo tu. Jesteście zbyt wymagający.
Gość: Juzek
[7 maja 2015]
Chyba najlepiej podsumował temat nowej płyty zespołu Blur Borys D. na fejsbukowej odsłonie SubstanceOnly.

Nic dodać - nic ująć.
Gość: kuba a
[6 maja 2015]
Spoko, ale to jest dyskusja cały czas kręcąca się wokół wątków popkulturowych: tematyka płyty, artwork, status zespołu taki albo siaki. O tym właśnie piszę w recenzji. Rozumiem, że dla kogoś może to być niebywale ekscytujące, ale ostatecznie nie zastąpi treści samego albumu. Zresztą przecież w ogóle sam wątek powrotu Blur po tylu latach jest z definicji ekscytujący, tutaj nie ma dyskusji. Niestety w pewnym momencie kurz opada i trzeba się skupić na muzyce.
Gość: Koala
[6 maja 2015]
Zdecydowanie doceniam. Za nieodcinanie kuponów, bo to żaden z "powrotów do korzeni", raczej zespołowa dokumentacja obecnych inspiracji w kilkoma przekrojowymi nawiązaniami do dyskografii. Za brak singli, bo chyba nie oczekujemy od panów w przedziale wiekowym 45-50 celowania w chartsy (albumowo zresztą i tak numer 1 w UK). Za dziarsko celujacą z billboardów okładkę, którą nazwałbym wręcz ikoniczną, jeśli takie może jeszcze dostarczać zespół pod koniec trzeciej dekady kariery. A przede wszystkim za to że jest to drugi "globalny" album Blur, i umiejscowienie jego akcji w Azji wchodniej jest niespodziewanie trafione: temat angielski przecież dawno wyczerpany, świat od czasu ostatniej płyty zmienił się nie do poznania, być może największą zmianą jest przesunięcie szeroko rozumianego środka cięzkości cywilizacyjnej z państw zachodu do państwa środka. W tym kontekście 10 za koncepcję, 10 za okładkę, 7 za samą muzykę, 4 za decyzję o wyborze Streeta, 1 za cenę biletu do Hydeparku.
Gość: Kojot
[1 maja 2015]
Ej, no przestańcie z tą sentymentalną ślepotą. Blur nagrał płytę z kilkoma fajnymi pomysłami, które rozciąga do maksimum i tak właściwie nic z nich nie wynika. Jako ciekawostkę dla fanów można to jeszcze jakoś przełknąć, ale po co rozdmuchiwać tak bardzo tę sprawę?
Gość: Tadeo80
[1 maja 2015]
Dla mnie nowy Blur to wydarzenie roku. Czekałem na tę płytę latami i jestem z niej bardzo zadowolony. Trzy kawałki oceniam bardzo wysoko. Jasne, to nie jest najlepsza płyta Blur, pewnie pod koniec roku będą dużo lepsze kandydatury na album roku. Ale odkrywanie "The Magic Whip" sprawia mi ogromną przyjemność. Wolę takiego średniaka niż nic.
Gość: Juzek
[1 maja 2015]
Ej, wszyscy fani vel fanatycy. Po prostu ogłaszam Wam - ktoś musiał Wam powiedzieć, że ta płyta jest niedobra, bo Wasze przepełnione nostalgią i przywiązaniem główki odrzucają racjonalne rozumowanie w tych cudownych dniach premiery. I wszystko jest dla Was Hurra!. Ochłoniecie, miną miesiące i lata i wtedy zrozumiecie, że jednak kiszka. Że została estetyka, natomiast nie starczyło pomysłów. Wam wystarcza estetyka, trochę to smutne. Na szczęście Kuba potrafił spojrzeć krytycznie i obwieścił Wam złą nowinę.

A ja Juzek potwierdzam - płyta słaba. Naprawdę, choć wiem, że na razie nie zrozumiecie.
Gość: kidej
[30 kwietnia 2015]
@Jacek

Dobrze, ze Ty nie wiesz lepiej od recenzenta :D

Sam album jest momentami przyjemny i sympatyczny (zwlaszcza ballady), ale brzmieniowo to niestety popluczyny po Gorillaz i zeszlorocznej solowce Damona. Nie jestem zrazony, ciagle namietnie wracam do "Parklife", "Great escape" czy "13" i jestem zachwycony ich poziomem. Wlasnie dlatego moze na razie ciezko mi znalezc jakas wieksza jakosc w "The magic whip".
Gość: pszemcio
[30 kwietnia 2015]
Dla mnie ten album super. Z tym , że ze mnie już stary sentymentalny dziad i analizy zostawiam na boku. Po prostu dobrze mi to robi.
Gość: Jacek
[30 kwietnia 2015]
Znowu mędrkowanie w stylu smutnego polonisty, który wis lepirj, rzygać się chce od tego hejtu i wieczneog narzekania
Gość: Nie trolluje wypraszam sobie
[30 kwietnia 2015]
Lepsze niz Surfjan. Ale tak 3/10.
Gość: ...
[29 kwietnia 2015]
Straszna nuda, szkoda czasu na słuchanie takich słabych płyt.
Gość: maciek
[29 kwietnia 2015]
dla mnie to ładne, przyjemne plumkanie i z radością się tego słucha ... albo się podoba, albo lepiej posłuchać haxana cloacka. Pozdrawiam. Nie fan Blura, fan muzyki :-)
Gość: Marr
[29 kwietnia 2015]
llololololololollolololololol Dobra recenzja, 2/10 za starania w pisaniu. lololololololollolololololololollo
Gość: Kowal
[29 kwietnia 2015]
Nadal uwielbiam ten zespół, ale tu słyszę przede wszystkim szkice to płyta brudnopis.
Gość: Jagi
[29 kwietnia 2015]
Ja sie musze zgodzic, jest rozczarowanie, spodziewane, bo przeciez te kontrolowane wycieki zapowiadaly cos jeszcze gorszego. Gdzie jakas swiezosc brzmienia, gdzie porywajace piosenki? Faktycznie trudno nie miec wrazenia, ze ta plyta powstala tylko jako pretekst dla dalszego koncertowania. Tylko szkoda ze zespol tej klasy tak mocno dewaluuje swoja spuscizne.
PS. Bugman, Ty jako albarnowy fanatyk chyba nie jestes w stanie spojrzec obiektywnie
Gość: -A-
[29 kwietnia 2015]
Bez słuchania płyty widać jak uprzedzony do Blur jest Kuba Ambrożewski. Złe nawyki.
Gość: kidej
[29 kwietnia 2015]
Czesc Bugman, a Ty ile bys dal?
Gość: bugman
[29 kwietnia 2015]
wiedziałem, że zjebiecie tą płytę. stawiałem 4/10. niewiele się pomyliłem. Kolejny raz recenzja potwierdziła,że screen umarł i mamy porcysa 2.
Gość: Ancymon
[29 kwietnia 2015]
Płyta całkiem fajna, nie spodziewałem się nie wiadomo czego, dostałem solidny album i to mi wystarczy.
Gość: alex
[29 kwietnia 2015]
bezsensowny hejt....

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także