The Charlatans
Wonderland
[MCA; 11 września 2001]
Myślę często o zespołach z Manchesteru; myślę wtedy, że to bardzo wyjątkowe miejsce, i zastanawiam się, jaki był ten największy zespół jaki to miasto wydało, który jest moim ulubionym, który najważniejszym, i tak dalej... The Charlatans też są stamtąd. Nie nazwałbym ich jednak najistotniejszą, największą czy moją ulubioną grupą z tego miejsca. Na pewno nie. Jestem natomiast święcie przekonany, że mogę im przyznać tytuł najnormalniejszego zespołu z Manchesteru. Przynajmniej ostatnich dwudziestu lat. Takie robią na mnie wrażenie.
Nagrywają od 1990 roku z nie większym niż dwa lata odstępem dobre, równe płyty. Niektóre były nawet bardzo dobre. Debiut ("Some Friendly") był znakomity. Jeśli nie wierzycie, znajdźcie gdzieś "The Only One I Know" i natychmiast okaże się, że znaliście ten utwór niemal od zawsze, a nawet jeśli nie, to będzie Wam się bardzo trudno od niego opędzić przez długi czas, bo jest to jedna z najbardziej klasycznych piosenek w gatunku zwanym Madchesterem. To są 4 minuty, podczas których grupa definiuje swój styl. A charakteryzuje się on przede wszystkim dość natarczywymi klawiszami, żywym basem, dość łatwo rozpoznawalnym wysokim wokalem Tima Burgessa (nominacja w kategorii "Najprzyjemniejsza barwa głosu" gwarantowana, jeśli takowa nagroda gdzieś się pojawi) i, co zwraca głównie uwagę na pierwszych płytach, "roztańczoną" sekcją rytmiczną. Dzięki "Some Friendly" Charlatans stali się trzecim najistotniejszym, po The Stone Roses i Happy Mondays, przedstawicielem nurtu, o którym wyżej.
Ale Madchester szybko się skończył, skończyli się Happy Mondays, a niedługo potem rozpadli się i Stone Roses. The Charlatans grają nadal. Zmienili trochę styl, ale nadal brzmią jak oni. Żadna z ich płyt nie wywołała takiego zamieszania, jak np. w latach 90-tych albumy Blur, Oasis czy Manic Street Preachers, a jednak ciężko uznać "Us And Us Only" lub "Up To Our Hips" za jakieś odstające od najlepszych dzieł brytyjskiej muzyki tej dekady. Są to po prostu dobre, równe rzeczy. Zespół cały czas nieco w cieniu, ale muzycznie nie ustępujący tym z pierwszych miejsc list przebojów. Po prostu mniej "medialny", nie skandalizujący, nie pchający się za wszelką cenę na pierwsze strony gazet. Fajny zespół, i taki, którego nie da się chyba nie lubić, jeśli darzy się sympatią tego rodzaju muzykę.
Nadszedł koniec 2001 roku i światło dzienne ujrzała płyta "Wonderland", siódma z kolei i trochę jakby niezauważona, w polskich mediach nie natrafiłem na wiele śladów po tym albumie. Bardzo wielka szkoda, chociażby z jednego powodu. Wszyscy, którym gdzieś ta płyta uciekła, stracili jeden z najpiękniejszych jak na razie utworów XXI wieku. "A Man Needs To Be Told" to magia. Dziesięć punktów na dziesięć możliwych. Albo, jak kto woli, dziesięć zero na dziesięć zero. Wszystko jedno. Nie mam chyba właściwych słów, porażka, wybaczcie.
A man needs to be told, there is a truth in his eye
There is a rest in the dawn
There is a point in his life
Wszystko inne blednie tutaj przy tym jednym kapitalnym numerze. Być może nie jestem obiektywny, bo to była pierwsza piosenka, jaką poznałem z tej płyty. Pewnie nie potrafię być, i reszta stoi z góry na straconej pozycji. Niemniej jednak dostrzegam, że na "Wonderland" można znaleźć kilka zgrabnych kompozycji. "And If I Fall" to mój numer dwa tutaj, taka refleksyjna ballada, i dowód na to, że talent do pisania ładnych melodii ma ten zespół spory. Trochę zmiękczona aranżacja chwilami może wzbudzać mieszanie odczucia, ale generalnie to mocny punkt. Dobrze wypada też instrumentalny "Bell And The Butterfly", dużo ciężkiej elektroniki podanej w szybkim, roztańczonym tempie, zdecydowanie na plus.
Brzmieniowo The Charlatans oddalili się tu już naprawdę znacznie od jazgotliwego gitarowego popu w rodzaju "North Country Boy" (płyta "Tellin' Stories" z 1997 roku), a nawet tradycyjnych, przebojowych, britpopowych piosenek w stylu "Impossible", jakie można znaleźć na albumie zaledwie dwa lata starszym od opisywanego tutaj. W wielu miejscach ostały się naprawdę szczątkowe ślady gitar - sporo brzmień nowocześniejszych, sztucznych. Tim o wiele częściej niż kiedykolwiek wcześniej wędruje w naprawdę wysokie rejony, nie powiem, żeby mi się to jakoś bardzo podobało, na dłuższą metę (4-5 utworów z rzędu) jego falsetowy śpiew może się stawać odrobinę irytujący.
Płyta nie ma niestety przebojowości poprzednich albumów The Charlatans. Weźmy chociażby single, poza wspomnianym wyjątkowym "A Man Needs To Be Told", mamy "You're So Pretty, We're So Pretty" - są charlatanowskie klawisze, bas, niby wszystko, co powinno być, a jednak czegoś brakuje. Mi przynajmniej... Słucha się tego w sumie nienajgorzej, ale nie porwał mnie ten utwór jeszcze nigdy w życiu. Dokładnie to samo mogę powiedzieć o "Love Is The Key". Umieszczony pomiędzy nimi "Judas" już prędzej pasowałby na singla, ma najbardziej z nich wszystkich chwytliwy refren.
No, może przebojowości wielkiej nie ma, ale im dłużej gra ta płyta i im więcej piosenek jest za nami, tym jest ciekawiej, albowiem lepszy niż rozpoczęcie ma "Wonderland" jest finał. Kilka zamykających utworów jest już w pełni satysfakcjonujących, a gdy dobiegają końca ostatnie dźwięki ostatniego "Ballad Of The Band", trochę żałuję, że tak długo się na tej płycie rozpędzali, bo jak już się rozpędzili, to było dokładnie tak, jak powinno być na dobrym albumie The Charlatans. Najzwyczajniej w świecie nie wszystkie kompozycje tutaj mnie przekonują do końca. Mimo tego i tak uważam, że zespół podtrzymał dobrą passę, jaka towarzyszy jego wydawnictwom od początku kariery. Inne spostrzeżenie to takie, że te 10 nagrań brzmi po kilkunastu przesłuchaniach znacznie lepiej, niż po jednym. Pierwsze było tutaj lekkim rozczarowaniem. Potem okazało się, że płyta skrywa w sobie sporo tajemnic, smaczków i zyskuje za każdym razem, kiedy daje się jej kolejną szansę.
Podejrzewam, że osoba, która zadecydowała o wrzuceniu jej do sklepowego wyprzedażowego kosza z nagraniami po 14,99, wcześniej zbyt szybko zrezygnowała z jej głębszego poznawania. Nie warto powtórzyć podobnego błędu, jeśli już zdecydujecie zapoznać się z "Wonderland". Dla mnie hasło "średni album The Charlatans" oznacza, że mamy do czynienia z produktem, który mimo wszystko i tak jest sporo powyżej przeciętnej.