Ocena: 8

PC Music

Dead Or Alive Stream – Halloween 2014

Okładka PC Music - Dead Or Alive Stream – Halloween 2014

[PC Music; 31 października 2014]

PC Music: najlepsza rzecz od czasów krojonego chleba czy kolejna ironiczna efemeryda? Nie jest to kącik wróżbity Macieja, więc nie będę się bawił w przewidywanie przyszłości i zadowolę się próbą opisania stanu na teraz. Miks „Dead Or Alive Stream – Halloween 2014” jest ostatnim i najbardziej spójnym, dojrzałym manifestem artystyczno-estetycznym kolektywu. Zanurzony jest po uszy w post-internetowym zeitgeiście spod znaku Tumblra, DiS Magazine, mediów socjalnych i kwasów z Youtube’a. Oczywiście pomysł sztuki internetowej jest prawie tak stary, jak sam internet, ale nie chodzi o samą innowacyjność pomysłu, tylko o to, że ktoś go nareszcie zrealizował na kapitalnym poziomie i z rozmachem. Próby uchwycenia istoty zjawiska były podejmowane na przestrzeni ostatnich lat i były mniej (sea punk, witch-house) lub bardziej (Jam City, Oneohtrix Point Never, James Ferraro) udane. Jednak to dopiero PC Music udało się wypowiedzieć to, co wszyscy mieli na końcu języka. Ich muzyka to nie tylko zamknięcie internetu w empetrójkach, ale także świadoma wypowiedź na temat współczesnego świata. Sukces polega na odpowiednim rozłożeniu akcentów między popem a awangardą, ironią a subwersją, futuryzmem a retromanią.

Ogromna różnorodność i szybkie zmiany wykonawców sprawiają, że nie sposób nudzić się podczas tego miksu, nawet biorąc pod uwagę krótki attention span doby internetu. Trudno to nawet nazwać miksem, nagranie sytuuje się gdzieś pomiędzy teledyskiem, video-artem, audycją telewizyjną i transmisją z Bolier Roomu. Na początku Lil Data lekko naigrywa się z poważnych póz muzyków eksperymentalnych oraz jednocześnie miesza pomysły zbliżone do Scotta Walkera z Alice Deejay. Spinee pozuje w masce psa, a muzycznie oscyluje wokół hardcore’owych odmian elektroniki (gabberowy remiks utworu ze Scooby Doo) oraz słodkości dziewczęcych wokali w niespodziewanych odsłonach (remiks „Bring Me To Life”). GFOTY, ucharakteryzowana na Björk, wyśpiewuje twitterowy strumień świadomości, a Thy Slaughter wcielają się w hard-rockową kapelę. Life Sim rozbija emocjonalność trance’owych breakdownów za pomocą połamanych wonky bitów. Kane West zdradza oznaki ADHD, zmieniając co chwila gatunki w swoim delirycznym kawałku. Dwuminutowy występ Lipgloss Twins wydobywa niepokój z estetyki glamour, niczym Chris Cunningham w teledysku do „Windowlickera”. Największymi highlightami są jednak Danny L. Harle i A.G. Cook. Jako Danny „Dick In His Pants” Harle parodiuje EDM-owych i bassline’owych DJ-ów i ich sceniczną prezencję, natomiast postać szkieleta jest szyderą z miłośników mroczniejszych odmian muzyki elektronicznej. Kurator i założyciel PC Music, A.G. Cook, przyciąga uwagę erotycznym tańcem nerda, a muzycznie wysokooktanowym R&B, landrynkowomi wokalami rodem z Tokyo Ghetto Pussy i euforycznym electropopem.

Kontekst wydawnictw PC Music jest istotny, ale to nie on sprawia, że nie mogę przestać słuchać ich nagrań. Uwodzicielska moc tej muzyki – łączącej estetykę kawaii ze zgrzytliwością – sprawia, że broni się ona w oderwaniu od całej teoretycznej otoczki. W tym tkwi siła enigmatycznego kolektywu. Nie mam pojęcia, w jakim kierunku ostatecznie się rozwinie, ale za 20 lat na pewno będę wspominał: „ej, pamiętacie PC Music w 2014?”.

Krzysztof Krześnicki (11 grudnia 2014)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: damn
[22 grudnia 2014]
słabe, nudne i wtórne. Dupy nie prowokatorzy. Schirach jedno, azjatycki pop drugie, nie ma o czym pisać.
Gość: miś nocą
[12 grudnia 2014]
może to i wyszukane ale generalnie słabe.
Gość: jaxx
[11 grudnia 2014]
Czy tylko ja mam wrażenie, że to jest przydługi i średnio zabawny żart? Sety Otto Von Schiracha siedem-osiem lat temu niespecjalnie się od tego różniły.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także