Ocena: 8

Tinashe

Aquarius

Okładka Tinashe - Aquarius

[RCA Records; 7 października 2014]

Tinashe obserwuję od kilku lat. Na wstępie była internetową ciekawostką, która musiała prędzej czy później wzbudzić większe zainteresowanie. Trzeba w tym miejscu poruszyć kwestie wielce niesprawiedliwą. Uroda pani Kachigwe zapewne sporo ułatwiła, ale nie miała już nic do rzeczy w przypadku wydawanych od 2012 roku mixtape’ów, które mocno zaszumiały w głowie każdemu amatorowi r&b. W przypadku „Aquarius” jest podobnie. Miło pooglądać zdjęcia, niemniej właściwa gra toczy się gdzie indziej. Obserwujemy narodziny potencjalnie wielkiej gwiazdy. Gwiazdy, dodajmy, prezentującej już teraz (w wieku 21 lat) kosmiczny poziom. „Aquarius” zdobywa uznanie na dzielnicy przywracając na chwilę blichtr instytucji longplaya. Tinashe ma nieliche single w zanadrzu, lecz nie mamy do czynienia z sinusoidą. Reprezentacyjne piosenki nie odstają od reszty nagrań, co jest ważne w kontekście całego, wcale nie takiego krótkiego materiału.

Osobowość Tinashe (jej głos, operowanie klimatem, aparycja, fascynująca już artystyczna dojrzałość, wyczucie chwili, urok osobisty) pomimo ogromu sympatii pozostawiona sama na placu boju nie dałaby rady zaprowadzić debiutu tak wysoko. Na szczęście podkłady na „Aquarius” są w większości bezbłędne. Wprowadzają nowe tchnienie w świat alternatywnego r&b. Cloud rapowe tła oplata future garage’owa eteryczność, a kolorytu dodaje witch house’owa sygnatura. Wszystko w ryzach trzyma old schoolowe brzmienie r&b. Mariah Carey, Janet Jackson, także Aaliyah – każda z nich może być matką chrzestną Tinashe. Nasza bohaterka wyraża szacunek, szczerze dziękuje, ale nie chce wszystkiego sprowadzać jedynie do inspiracji i renowacji dawno już użytych schematów. Idzie w kierunku przez siebie zdefiniowanym od podstaw.

Od czego zacząć, co z miejsca może zauroczyć? Odpowiem natychmiast, że niemal wszystko. Niemniej, jeśli już wdajemy się w detale, wyróżnijmy „Bet”, gdzie maniera wokalna Tinashe subtelnie kieruje nasze zmysły w kierunku Katy B. „How Many Times” odrestaurowuje brzmienie lat dziewięćdziesiątych. W przypadku „All Hands on Deck” podszepty Beyonce są aż nadto słyszalne. Duch Clams Casino A.D. 2011 pojawia się w „Feels Like Vegas”, przypominając dni chwały cloud rapu. To taki paradoks „Aquarius”, że wiele w nim przeszłości, ale przeobrażonej na teraźniejszy język. Aczkolwiek główny singiel napędzający debiut Tinashe jest już usadowiony na osi „tu i teraz”. „2 On”, featuring Schoolboya Q i produkcja DJ Mustarda, mocnym chwytem przejęło listy przebojów.

Jedyne o gościnnych udziałach ciężko wypowiadać się już z takim entuzjazmem. Tinashe zaprosiła śmietankę towarzyską, lecz znajomi z branży chyba nie do końca wyczuli klimat. To nie tak, że przeciętnie się spisali. Po prostu przy olśniewającej głównej bohaterce nie mieli żadnych szans. We wspomnianym już „How Many Times” Future na siłę udziwnia flow nie potrafiąc wbić się w delikatną naturę longplaya; w „Pretend” A$AP Rocky podszedł do sprawy imponująco refleksyjnie, natomiast nie jest to szczególnie zapamiętywalny moment; zaś w „2 On” niewiele brakuje, aby Schoolboy Q położył rewelacyjną piosenkę swoja bombastycznością. Ale w porządku – ktoś musi przy okazji reklamować krążek.

Tinashe jest skazana sukces. Otacza się znakomitymi producentami, ciągłe pracuje nad swoim cudownym głosem, poszerza zakres muzycznych zainteresowań i wreszcie posiada ogromny komercyjny potencjał. Tylko katastrofa może zakończyć ten sen.

Krzysiek Kwiatkowski (10 listopada 2014)

Oceny

Krzysztof Kwiatkowski: 9/10
Dariusz Hanusiak: 8/10
Michał Pudło: 8/10
Jędrzej Szymanowski: 7/10
Katarzyna Walas: 7/10
Michał Weicher: 7/10
Piotr Szwed: 7/10
Wojciech Michalski: 7/10
Średnia z 8 ocen: 7,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także