Ocena: 7

Pharmakon

Bestial Burden

Okładka Pharmakon - Bestial Burden

[Sacred Bones Records; 14 października 2014]

To dziwne, jak muzyka skupiona wokół turpizmu, może przebić się nagle do szerszej niż zazwyczaj świadomości. Z niemałym zaskoczeniem przyjąłem fakt, że poprzednia płyta Pharmakon „Abandon” miała taki hype na wielu portalach o muzyce alternatywnej. Co jak co, ale power electronics to akurat ostatni gatunek, o którym można powiedzieć, że jest przepustką do kariery. Większość twórców z tego nurtu wydaje przecież swoje nagrania w bardzo niskich nakładach i przez całe lata znajduje się na muzycznych peryferiach, grając przerażające spektakle dźwiękowe w obskurnych miejscach. Dla młodej Margaret Chardiet wychowanej w epoce Internetu a nie kaset magnetofonowych i zinów nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Nie jest wcale tak, że Amerykanka prezentuje przystępną twarz death industrialu, bo taka raczej nie istnieje. Chodzi raczej o wyciągnięcie esencji z tego typu muzyki i zuniwersalizowanie jej przekazu. Muzyka Pharmakon oddziałuje mocno na emocje, przez co osoby, które nigdy nie zagłębiały się w odmęty industrialu, mają okazję by poznać ekstremalne użycia elektronicznych brzmień.

„Bestial Burden” drugie LP artystki jest medytacją na temat ciężkiej choroby, która przeszła przez jej ciało, siejąc w nim ogromne spustoszenie. Autorka, czując się przede wszystkim osobą i utożsamiając z psyche, nie somą, zaczęła wtedy postrzegać swą ziemską powłokę jako coś odrębnego od niej. Ciało, jako śmiertelny nośnik duszy może w tej sytuacji stać się dla chorej osoby wrogiem, obcym światem, który staje się więzieniem. Dlatego też Chardiet postanowiła potraktować materię muzyczną „Bestial Burden” jako materię zdegenerowanego ciała przez które przemawia głos zespolonego z nim artysty. Album staje się zapisem nierównej walki między czysto mechanicznym organizmem a ważniejszą od niego, ale też od niego całkowicie zależną świadomością. To dlatego reprezentujące psyche rozpaczliwe, nieludzkie wręcz krzyki Chardiet, tak podobne do piekielnych jęków Diamandy Galas, są tu tak istotnym środkiem artystycznym. Tak jak Galas rozliczała się w swoich upiornych pieśniach z epidemią AIDS, która w pewnym momencie zabrała też jej brata, Chardiet egzorcyzmuje chorą tkankę „Bestial Burden”. Głos brutalnie rozdzierający przestrzeń monotonnych, industrialnych dźwięków to krzyk ulotnego istnienia, dobywający się spod zepsutych cielesnych warstw.

Warstwy ciała przeniesione na warstwy muzyki (generowane głównie przez specjalny instrument, połączenie blachy pełniącej rolę pudła rezonansowego z mikrofonem kontaktowym) są złowieszczym tłem dla wokaliz. Utwory mają równe, systematyczne tempo, przypominające oddechy lub bicie serca. Spokój i wrażenie oddychania podkładów, ale też rozkład rzucający cień na każdy dźwięk; brutalne elektroniczne dźwięki, niczym rozedrgane matryce noise'u u legendy death industrialu Ramleh. Dopełnieniem tego muzycznego spektaklu są odgłosy duszenia się i kaszlu, a także pojawiające się na koniec utworu tytułowego nerwowe śmiechy, gdy Margaret wykrzykuje ostatnie na albumie słowa „I don't belong here”.

Cierpienia ciała, jego brutalnie realistyczna strona były u takich reprezentantów power electronics jak Atrax Morgue głównym tematem nagrań, stąd pole to wydawało się już dawno wyeksploatowane. Niemniej jednak udało się młodej Amerykance dołożyć tu swoje trzy grosze, a jednocześnie potwierdzić fakt, że hype czy nie hype, potrafi się ona dobrze poruszać w tak ortodoksyjnej stylistyce. Nie koncept sam w sobie, ale umiejętność przeniesienia wewnętrznych emocji artystki na bardzo sugestywny język muzyki, czyni „Bestial Burden” solidnym krążkiem, który wiele mówi o naszych własnych ciałach.

Michał Weicher (7 listopada 2014)

Oceny

Wojciech Michalski: 7/10
Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: dj laski masakruje
[7 listopada 2014]
rozumiem, że zaczniecie recenzować inne albumy noise-owe oprócz noise-celebrytki

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także