Ocena: 7

Vessel

Punish, Honey

Okładka Vessel - Punish, Honey

[Tri Angle; 15 września 2014]

W pierwszej połowie tego roku zachwycaliśmy się u Bena Frosta niezwykle świeżą i pomysłową wizją elektronicznych brzmień zderzonych z brutalnym chaosem natury. Tropy te towarzyszą nam także i jesienią, tym razem za sprawą płyty kryjącego się pod pseudonimem Vessel Sebastiana Gainsbourougha. Oprócz szczególnej wrażliwości na fakturę dźwięku, wspólne jest także u obu twórców przekonanie o tym, że rytm, puls, trans można kreować na najróżniejsze sposoby, także przy pomocy pozornie zwalczających się i przeszkadzających sobie w miksie gęstych ścieżek. Muzyka techno, a raczej jej rdzeń, już dawno stała się wyemancypowanym bytem, celem samym w sobie, co słychać wyraźnie na albumach artystów skupiających się głównie na eksploracji nowych palet brzmieniowych, poszukujących głębi „mitycznego” techno na nieznanych dotąd terenach. Tak właśnie jest u Vessela, gdzie metaliczność dźwięków i industrializacja samej techniki grania stają się motywami przewodnimi w narracji „Punish, Honey”.

Tytaniczna praca Gainsborougha polega na wyciąganiu hipnotycznych warstw dźwięków z prawdziwie industrialnych instrumentów, nierzadko produkowanych na zasadzie home-made. Wszystkie elektronicznie preparowane fragmenty są zaś tak dobrze zbite z tą wystukiwaną warstwą płyty, że stają się wręcz od niej nieodróżnialne. Nie do końca na wyrost będzie więc stwierdzenie, że odzywają się na tym krążku echa pionierskiej zarówno dla industrialu jak i techno muzycznej odysei Throbbing Gristle na „20 Jazz Funk Greats”. Ta prostota środków a jednocześnie błyskotliwość pomysłów na ich użycie, która charakteryzowała robotniczy rytm piekielnego „What A Day” pojawia się na „Punish, Honey” wielokrotnie. Muzyka Vessela jest przemyślana i dokładnie poukładana, ale same pomysły i patenty zdają się być efektami spontanicznych, dziewiczych eksploracji nowych mechanizmów muzycznych. Zyskuje na tym przede wszystkim dynamika utworów. Rozpoczynające przygodę (po intrze) „Red Sex” i końcowa kanonada „DPM” to popisy zaskakujących zmian tempa w obrębie utworu elektronicznego.

Dochodzi do tego też rozmach produkcyjny, szczególnie imponujący w najdłuższych i najbardziej przestrzennie zaaranżowanych utworach, takich jak „Drowned In Water And Light” czy „Anima”. Motyw zanurzenia w wodzie i świetle, jaki podaje już sam tytuł tego pierwszego, jest zresztą najlepszym opisem tej płyty - płyty która jest monumentem wznoszonym w świetle iskier i wyłaniającym się z wiecznej wody.

Michał Weicher (15 października 2014)

Oceny

Michał Pudło: 7/10
Dariusz Hanusiak: 6/10
Średnia z 2 ocen: 6,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także