Wellwater Conspiracy
Wellwater Conspiracy
[Mega Force; Wrzesień 2003]
Po ponad dwóch latach oczekiwania na nowy album, Studzienni Konspiratorzy ujawnili się nam ze swoim materiałem. Co tym razem mają do zaproponowania? Właściwie nic nowego. Przynajmniej takie można odnieść, po pierwszym przesłuchaniu, wrażenie. Dłuższe obcowanie z zawartością płyty "Wellwater Conspiracy" odkrywa jednak pewne różnice w porównaniu z poprzednimi trzema odsłonami.
Kilka pierwszych utworów to powrót do ostatniej płyty, wykorzystanie sprawdzonych patentów. Z pewnością jest to udany ukłon w stronę konserwatywnych fanów Wellwater Conspiracy, którzy cenią sobie wypracowany przez zespół styl. Szczególnie zwolennicy albumu "Scroll and It’s Combinations" (do których zaliczam się także ja) powinni być usatysfakcjonowani, gdyż nowe dzieło Konspiratorów jest właściwie kontynuacją tego sprzed dwóch lat. I bardzo dobrze! Siłą "Scrolla..." były bowiem przebojowe, zróżnicowane stylistycznie kawałki, oparte na świetnej grze instrumentalnej i ciekawej aranżacji. To samo dzieje się na nowym albumie – nawet brzmienie gitar jest dokładnie takie samo jak poprzednio, a szczególnie urzeka w otwierającym płytę "Wimple Witch". Ten utwór, podobnie jak kolejne – "Galaxy" i "Night Sky", mógłby śmiało znaleźć się na wcześniejszym krążku. Znów daje się wyczuć fascynację muzyków dokonaniami progresywnego rocka lat siedemdziesiątych, czasem nawet wcześniejszych. Echa Floydów to już niemal znak rozpoznawczy zespołu. Niby cały czas to samo, ale… No właśnie, jest jedno ale. W miarę zagłębiania się w materiał dostrzec można, że i tym razem górę wziął eksperymentalny charakter projektu. Przełom przychodzi chyba wraz z utworem "Rebirth". Takiej dawki electro (a wręcz techno!), jeszcze w wykonaniu Wellwater Conspiracy nie było. Później elektroniczne elementy także wkradają się do muzyki zespołu, ale wszystko mieści się w granicach nakreślonych na poprzednich płytach. Z kolei "Sullen Glacier" to powrót do rockowych korzeni kapeli z okresu pierwszej płyty. Zróżnicowanie i pomysłowość zostały zachowane, czyli właściwie cały czas kręcimy się w kółko. Gdzie zatem są zmiany? Otóż wydaje mi się, że większość piosenek jest dużo bardziej melodyjna niż dotychczas. Można by z płyty śmiało wyciąć kilka potencjalnych radiowych hitów. Moimi faworytami są "Wimple Witch" – taka trochę szybsza wersja "Scroll" z poprzedniej płyty, "Sea Miner" – spokojny utwór ze świetnie zaaranżowanymi gitarami i ciekawymi elementami elektronicznymi oraz "Something in the Air" – kawałek, który po prostu musi się podobać! Pomimo tej drobnej zmiany kursu w stronę muzyki popularnej, WWC pozostaje zespołem nietuzinkowym i eksperymentującym...
- Bo właściwie taka chyba była idea jego istnienia, prawda Matt?
- Tak, ten zespół to po prostu side-project do mojej codziennej działalności muzycznej. Sam wiesz, jakimi prawami rządzą się takie projekty.
- Oczywiście. Można w nich wypróbować to, czego z różnych powodów nie robi się w "pierwszym" zespole.
- Otóż to. Mnie to rozwiązanie pasuje. W Wellwater nic mnie nie krępuje, nie jesteśmy zespołem komercyjnym, nie pojawiamy się na okładkach gazet muzycznych. Pozwalamy więc sobie na większą swobodę artystyczną, na czyste przełożenie pomysłów na muzykę. Nawet jeśli czasami zdarzy nam się chybić.
- Czy to oznacza, że w Pearl Jam robisz z kolegami coś, czego nie lubicie?
- Haha! Takie stwierdzenie to ogromna nadinterpretacja moich słów. Oczywiście, że nie! Wtedy bylibyśmy nieszczerzy, i fani od razu by to wyczuli.
- Tak czy inaczej wydaje mi się, że w Wellwater masz osobiście większy wpływ na tworzoną muzykę.
- Wiesz, do Pearl Jam przyszedłem, kiedy ten zespół miał już wypracowany styl, rzesze fanów, i, co za tym idzie, pewne zobowiązania. Nie można za dużo kombinować, po prostu trzeba robić swoje najlepiej, jak się umie. Zresztą Wellwater Conspiracy założyłem jeszcze za czasów Soundgarden, i tam była podobna sytuacja. To taka moja odskocznia.
- No cóż, życzę sukcesów i czekam na kolejne efekty pracy. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz mnie zaskoczysz...
Reasumując – nowy album Wellwater Conspiracy to dokładnie to, czego można się było spodziewać. Przełomu raczej nie będzie. Sukcesu komercyjnego też nie. Ale przecież nie o to chodzi (i nigdy nie chodziło). "Wellwater Conspiracy" to dobry album, który z pewnością spodoba się fanom zespołu, ale nie tylko. Wszyscy, którzy lubią eksperymenty z brzmieniem, stylistyką, a także ci, którzy po prostu szukają spokojnej, inteligentnej i pomysłowej muzyki rockowej, znajdą na płycie coś dla siebie. Przede wszystkim dlatego, że naprawdę przyjemnie się jej słucha. Gorąco polecam.
Komentarze
[4 kwietnia 2009]