Ninos Du Brasil
Novos Mistérios
[Hospital Records; kwiecień 2014]
Wbrew jednoznacznie nasuwającym się skojarzeniom, Ninos Du Brasil nie są kolejnymi wskrzesicielami chlubnych tradycji Tropicálii, autorem tej recenzji nie jest Paweł Sajewicz, zaś dowodów, że stopy Nicolo Fortuniego i Nico Vascellariego kiedykolwiek stanęły na brazylijskiej ziemi mamy – przynajmniej na papierze, bo muzyka wskazuje na coś zgoła przeciwnego – jak na lekarstwo. Wydane pod auspicjami zasłużonego dla krzewienia drumowej kultury labelu Hospital Records „Novos Mistérios” serwuje odbiorcy oblicze brazylijskiej muzyki całkowicie odmienne od popularyzowanych przez lata (także na łamach Screenagers) MPB i słodko-gorzkiej bossa novy, które, przynajmniej na płaszczyźnie stereotypowych wyobrażeń, zdążyły zdominować sposób myślenia o brzmieniach z Kraju Kawy.
Twórczość włoskiego duetu perkusyjnego to brutalistyczny w formie i intrygujący w treści halucynogenny preparat, powstały na bazie fascynacji członków składu ekstatycznym bębniarstwem spod znaku poddanej technicyzacji i przemielonej przez poniekąd punkową metodę twórczą Batucady. Prezentowana na „Novos Mistérios” gęsta i lepka niczym najsłynniejszy na świecie kauczuk z Manaus dźwiękowa zawiesina wyrzuca słuchacza w sam środek amazońskiej dżungli i pozostawia otępiałego w narkotycznym amoku, samego przeciwko bezwzględnym prawom natury. Nic poza rytmem, nic przeciwko rytmowi.
Dzikie kaskady plemiennych tom-tomów, surdo i okazjonalnych dzwonków agogô raz wynurzają się z gęstej, miarowej pulsacji głębokiego bitu („Sombra da Lua”), kiedy indziej znów konstruują rytmiczną orgię na autonomicznych zasadach („Sepultura”), by w najłagodniejszych momentach albumu („Legi?es De Cupins”, „Novos Mistérios”) ustąpić miejsca niemal mikrodźwiękowym, niepokojącym medytacjom budzącym skojarzenia z polinezyjskimi wojażami Mouse on Mars. Całość, co biorąc pod uwagę obiekt zainteresowań włoskiego duetu nie powinno szczególnie dziwić, podlana została obfitą dawką egzotycznych sampli: odgłosów dzikiej zwierzyny, oddechu tropikalnego ekosystemu, a nawet wściekłych, trybalnych zaśpiewów jak w „Essenghelo Tropical”.
Radioaktywny karnawał Ninos Du Brasil nie jest zabawą, którą z ręką na sercu można rekomendować każdemu. Dźwiękowa wizja ciągle nieodkrytego oblicza Brazylii wciąga w wir, z którego nie ma ucieczki. Albo dasz mu się porwać w nadziei, że podróż okaże się doświadczeniem ubogacającym, albo z impetem wyrżniesz głową w ziemię. Ze starcia agresywnie wdzierającego się w głąb lądu futuryzmu z szamańską pierwotnością zwycięsko może wyjść tylko słuchacz.