OOIOO
Gamel
[Thrill Jockey; 1 lipca 2014]
Wraz z rokiem 2012 i odkryciem dla siebie gamelanu dziewczyny z OOIOO przeszły głęboką metamorfozę. Z plemienia skupionego na wzajemnej komunikacji ewoluowały do stadium superplemienia w rozkroku pomiędzy przeszłością, a przyszłością. Tak przynajmniej czwórka z Osaki opisuje swoją przemianę na oficjalnej stronie zespołu. Wpływ tradycyjnej muzyki indonezyjskiej na ich twórczość jest na tyle silny, że matka – założycielka zespołu, przesławna perkusistka Boredoms zmieniła pseudonim. Zamiast Yoshimi (dokładnie tej Yoshimi z płyty The Flaming Lips) mamy teraz do czynienia z Yoshimio. O jest dodane na cześć nieskończoności i kolistości, a takowych w gamelanie jest wiele, a i na „Gamel” można znaleźć ich trochę.
Silne oparcie w tradycyjnym i przerozległym systemie muzycznym Indonezji jest o tyle znaczące, że siódma płyta OOIOO może zaskoczyć słuchaczy znających wcześniejsze nagrania. Z świetnych, gęstych i nachalnych repetycji idiofonów, metalofonów w wielu miejscach albumu wychodzą bądź motywy, bądź całe partie piosenek z poprzednich płyt. Najwięcej tu „Taigi” sprzed ośmiu lat, pojawiają się również wtręty z „Armonico Hewa”. Wynika to po pierwsze z nagrywania materiału na płytę podczas wspólnej gry, przy użyciu niewielkiej liczby efektów i nieznacznej produkcji. Starożytna warstwa rytmiczna to rama, po której dziewczyny krążą poddając się intuicji, reanimując stare pomysły w nowej formie. Odstawienie paradygmatu nowości to żaden problem, ale Yoshimio i spółka idą o krok dalej. Nazywają utwory tak samo jak kilka lat temu, umieszają tam strzępy swojej pamięci („Gamel Uma Umo”), a mimo to całość, unurzana w gongach, dzwonach i dzikich solówkach brzmi tak samo świeżo jak na wcześniejszych płytach studyjnych. Jak zwykle nie brakuje noisowych gitar i chóralnych zaśpiewów, o dziwo zabrakło jednak spojrzenia w kierunku najbardziej monumentalnego z mariaży gamelanu i nowoczesności. Co więcej pojawiają się niespotykane wcześniej pomysły jak quasiturecka, fuzzowa solówka w otwierającej improwizacji „Don Ah” czy mroczna gitara w tradycyjnym „Pebarongam”.
„Gamel” już w tytule gra w otwarte karty. Dziewczyny z OOIOO odkryły dla siebie przepastną platformę ekspresji, po której mogą krążyć ze swoimi pomysłami muzycznymi zawsze pewne adekwatności ramy zbudowanej z gongów, metalofonów i kilku tysięcy lat rozwoju. Tegoroczna płyta Japonek pokazuje, że rozkrok pomiędzy przeszłością, a nowoczesnością to najwygodniejsza pozycja dla współczesnych eksperymentatorów. Kruchość pamięci wyzyskana w wyborny sposób.
Komentarze
[21 sierpnia 2014]