Ocena: 7

Jerz Igor

Mała Płyta

Okładka Jerz Igor - Mała Płyta

[Lado ABC; 1 czerwca 2014]

Za mały, za mały, w głowie ma migdały…

Komercyjny sukces „Małej płyty” (tytuł Bestsellera Empiku) to fakt ogromnie miły, a przy okazji zachęta do około PiaRowej refleksji. Nieczęsto bowiem zdarza się, że album z tak wysmakowanymi, eleganckimi, kreatywnie napisanymi piosenkami po polsku spotykał się z tak dobrym odbiorem na rynku. Na myśl przychodzą co najwyżej takie „pewniaki” jak Grzegorz Turnau czy Edyta Bartosiewicz, ale pamiętajmy, że to artyści – po pierwsze – powszechnie już uznani, zawsze mogący liczyć na swą wierną publiczność, a po drugie – reprezentujący nieco inne perspektywy na pop. Pomysł na odmianę tego stanu rzeczy okazał się dziecinnie – nomen omen – prosty i wpadli na niego właśnie – jakby nie było – szerzej nieznani „z nazwiska” Rogiewicz z Nikiforowem. Wystarczyło skierować te kompozycje do najmłodszych.

Nie chcę oczywiście zdradzać nazbyt chłodnego podejścia do całego przedsięwzięcia, implikującego autorom jakąś obrzydliwą kalkulacyjną postawę. Wierzę przecież, że te utwory powstawały z genetyczną myślą o młodym odbiorcy, a nie zostały przebrane w śpioszki post fatum, z potrzeby marketingowej. Nie wątpię też, że pozytywny odbiór projektu wynika ze szczerego poparcia dla rycerskiej misji przewartościowania sceny muzyki dla najmłodszych, od lat taplającej się w tanioszce. Poparcia w pierwszej kolejności przez szarych fundatorów z PolakPotrafi.pl, następnie podbijające promocję redakcje np. Wysokich Obcasów, a w perspektywie gros młodych, wyluzowanych rodziców. Zwyczajnie fascynująca jest ta poniekąd przypadkowa, przeprowadzona niejako „tylnym wejściem” droga do zbiorowej aprecjacji pilnego, specyficznie skupionego podejścia do przedmiotu polskiej piosenki.

Na piosenki Jerza Igora nikt jednak nie jest za duży. Znajdziemy w nich wszak wszystko co wzbudza (lub powinno wzbudzać) zachwyt przeciętnego słuchacza o guście latami kształtowanym przez lekturę niezależnych serwisów. Kameralny, zabawkowy indie bądź twee pop („Księżyce”, „Tęcza”), szerokie, barokowe orkiestracje („Sen”, „Królewicz”), nawiedzony ambient pop ze skandynawską nutą („Krowa”, „Północ”), szlachetny nurt rewitalizacji polskiej tradycji (choćby „Sowy” czy „Woda”), lekko gotyckie alt-country („Dom”, „Pies”), inspiracje coraz popularniejszą w polskim środowisku muzyką brazylijską, będącą swoją drogą jednym z korzeni wytwórni Lado ABC, z którą silnie związani są obaj panowie („Królewicz”), a nawet element sypialnianej post-dubstepowej elektroniki spod znaku Jamesa Blake’a („Cisza”). Ten karnawał wpływów skupiony na tak małej płycie skutkuje materiałem tyleż różnorodnym, co – jak często bywa w takich przypadkach – dosyć nierównym. Sam, tuż po premierze, z nadzieją rozbudzoną przez kapitalne perły zaprezentowane wcześniej w charakterze sneak peeków, złapałem się na delikatnym rozczarowaniu ich otoczeniem. Z czasem mój respekt wobec pozornie co bardziej standardowych (choćby tych „gitarowych”) utworów ze środka rósł coraz bardziej i kto wie, czy niektóre z nich nie przerosły w mych uszach wartości klasycznej już gdzieniegdzie triady highlightów duetu („Królewicz”, „Sen”, „Sowy”). Intymny kontakt z kryształową konstrukcją „Wody”, poza podziwem dla piętrzącej się kolekcji nieskazitelnych melodii, dostarczyć może również serii autentycznych wzruszeń.

Tyle ja. Co jednak z odbiorcą projektowanym? Recepcja ponoć się sprawdza, choć miałem obawy, że dziecko może Jerza Igora nie kupić. Bo nuda. Żaden ze mnie spec od bachorów, więc o opinię pytam dzieciatych znajomych i słyszę, że faktycznie „dobra dla dzieci do spania, ale tak do pierwszego roku życia”. Kołysankowy zamysł zdaje więc egzamin. Dobrze się w to wpisuje zabieg zamknięcia albumu rozmywającym się szwedzkim flakiem, na tyle nudnym, że możemy sobie pozwolić na drzemkę. Z końcówki „Północy” wyłania się na dodatek autocytat pod postacią szkieletu mocno zapamiętywalnego orkiestrowego fragmentu „Snu”, co przywołuje popularną sytuację, gdy w trakcie śnienia do scenariusza mary przedostaje się dźwiękowy element świata rzeczywistego (np. dzwonek telefonu) i znajduje sobie miejsce w jej kontekście. Podczas gdy jednak zmorzenie „Północą” następuje dopiero na końcu płyty (więc zapadając w faktyczny sen nic specjalnego nie tracimy), zdziwienie budzi usytuowanie niemniej nudnawej „Krowy” w charakterze trzeciego utworu na trackliście. To drugi w zestawie kawałek śpiewany przez kobietę i przy okazji jedyny, w którym sama narracja nabiera pewnych cech baśniowych.

Wierzę, że niemowlę szybko w takim sonicznym otoczeniu zasypia, przynosząc chwilę odpoczynku zmęczonym rodzicom, ale już spragnione bodźców rozbrykane dziecko starsze może się za sprawą takich utworów do „Małej płyty” zniechęcić. Tę reakcję pogłębić jeszcze może nieczytelny chwilami wokal, którego – z powodu braku tekstów w (owszem, pięknej) książeczce – nie wyjaśnią nawet piśmienni rodzice. Z drugiej strony to lepiej, że te piosenki zostały zaśpiewane naturalnymi, wielce sympatycznymi (acz niewątpliwie podszytymi pewnym spleenem, o czym za chwilę) głosami, bez popadania w irytującą manierę hiperpoprawności, która na większości produkcji dla maluchów dominuje. Poza tym nawet jeżeli słuchacz Jerza w pełni nie zrozumie tej liryki – czy to z racji wymowy, czy też po prostu bardzo młodego wieku – z pewnością będzie umiał wychwycić emocje. Z trzeciej wreszcie strony: emocją dominującą na lwiej części albumu wydaje się – nawet mimo ciepła i uroku wszędobylskich fryzjerskich harmonii – smutek. Choć ryczący bachor to zapewne ostatnie czego życzyłby sobie rodzic, Igor tłumaczy, że powinniśmy uczyć dzieci przeżywania emocji, najwyraźniej nawet tych – zdawałoby się – negatywnych. W końcu there's comfort in melancholy, jak chce poetka. Jakie by więc nie były te uczucia, grunt, że muzyka Jerza Igora wywołuje je w sposób naturalny, za sprawą czystego piękna płynącego z samego sedna dobrych, profesjonalnie napisanych kompozycji oraz subtelnych, skrupulatnie dopracowanych, żywych aranżacji. Dalekich od podobnie targetowanej masy syntetycznych, skrojonych na szybko produkcji o okładkach w clipartowe muchomorki.

Jędrzej Szymanowski (11 sierpnia 2014)

Oceny

Jędrzej Szymanowski: 7/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Średnia z 2 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
kuba a
[12 sierpnia 2014]
Dla mnie dość oczywiste, że "bachor" użyty z przymrużeniem oka :)

A płyta w większości bardzo dobra. Mój ranking: 1. Królewicz, 2. Sowy, 3. Sen, 4. Pies, 5. Księżyce, 6. Tęcza. Ulubiona linijka: "dokąd biegnie pies gdy śpi" - kupuje mnie nawiązaniem do legendarnego "theme song" z "Domowego przedszkola" :)
Gość: szymanowski
[11 sierpnia 2014]
Potwierdzam, do dzieciaków nic nie mam. Między mną a klanem urwisów relacje pokojowe. Pieszczotliwie przecież piszę o tych naszych nieznośnych berbeciach, oseskach kochanych.
Gość: szwed
[11 sierpnia 2014]
Rzeczywiście średnio fortunnie to zabrzmiało, gdyby zastosować wrażliwość stosowaną w stosunku do różnych mniejszości (dzieci w sumie też są mniejszością), to, lekko przeginając, można by powiedzieć, że "bachor" to taka mowa nienawiści, wyrażenie dzieciofobiczne, cały artykuł jednak pokazuje, że Jędrzej jest raczej dobrze nastawiony do...hmmm, naszych pociech.
Gość: pszemcio
[11 sierpnia 2014]
"bachorów"???

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także