Ocena: 7

Lily & Madeleine

The Weight Of The Globe [EP]

Okładka Lily & Madeleine - The Weight Of The Globe [EP]

[Asthmatic Kitty Records; 11 czerwca 2013]

Są zdolne, piękne, młode, piszą świetne piosenki, a jakby mało wam było zalet, możecie nakarmić wygłodniałego zwierza narodowej megalomanii świadomością, że w ich żyłach płynie polska krew – siostry Lily i Madeleine Jurkiewicz. Na wydanej dwa miesiące temu debiutanckiej EP-ce spuszczają oczy, siedzą od niechcenia przy gitarze i pianinie, śpiewają lekko, tak jakby nuciły kołysanki młodszemu rodzeństwu, po pełnym wrażeń dniu na przedmieściach Indianapolis, a robią to wszystko, demonstrując potencjał, który może sprawić, że za chwilę zaczną pojawiać się dosłownie wszędzie. Ich muzyka jest wręcz stworzona do tego, by koić do snu rozmarzone nastolatki, sprzedawać smutnej młodzieży subtelne wzruszenia, czy też stanowić tło poruszających scen niezłych, a jednocześnie lekkich, sentymentalnych filmów, w którym to zbliżają, to oddalają się od siebie Jude Law i Rachel Weisz bądź Julie Delpy i Ethan Hawke. Muzyka Lily i Madeleine samodzielnie jest po prostu dobra bądź bardzo dobra, w tle może okazać się genialna. To żaden zarzut, raczej dobra rada dla menadżera duetu, któremu przydałyby się jakieś znajomości w północnej części Los Angeles.

„The Weight Of The Globe” wypełniają tradycyjne utwory utrzymane w minimalistycznej stylistyce amerykańskiej, folkowej alternatywy. Lily i Madeleine brzmią trochę jak Lana del Rey bez makijażu i nachalnej stylizacji, a trochę jak Chan Marshall w swoich wczesnych, najbardziej melancholijnych wcieleniach. Momentami tworzą nastrój bliski zespołowi Nouvelle Vague, a czasem przypominają CocoRosie, rozebrane z ekscentrycznych dźwiękowych i estetycznych dodatków, skupione na wyrażaniu bardzo własnych, a jednocześnie uniwersalnych emocji. Wszystko to, co mają do zaproponowania, już kiedyś słyszeliście, więc nie ma sensu opisywania poszczególnych piosenek; jednak talent, pomysłowość oraz perfekcyjny dobór środków wyrazu powodują, że młode wokalistki nie sprawiają wrażenia średnio zdolnych kucharek, które zapraszają do sterylnej jadłodajni i częstują porcją odgrzewanych, nieświeżych, rozwodnionych zupek. Słuchacz czuje się raczej przez nie łaskawie dopuszczony do fascynującego procesu drobiazgowej, szlachetnej konserwacji nieco staroświeckich muzycznych bibelotów. Ich własne piosenki przypominają wygrzebane w antykwariatach cacka sprzed kilku dekad, które długo czekały na to, aż ktoś je odnajdzie, odkurzy i umieści we właściwej scenerii. Twórczość Lily and Madeleine jest konwencjonalna, przyjemna, a jednocześnie przekonująca, sprawiająca wrażenie niezwykle osobistej. Nie ma wielkiego znaczenia, czy płynie ona prosto z serc, dusz bądź jakichś innych, wewnętrznych generatorów prawdy, czy po prostu jest udaną artystyczną kreacją. Jakby nie patrzeć, doskonała muzyka środka.

Piotr Szwed (8 sierpnia 2013)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: szwed
[10 sierpnia 2013]
Cieszę się, że mój powrót niepowrót zwrócił uwagę, ale teraz napiszcie coś raczej o muzyce, chyba, że już po prostu nie zostało nic do dodania, bo autor mówi, jak jest.
Gość: kidej
[10 sierpnia 2013]
Ja to nic, bo w sumie nie wiem (za slabo obserwowalem), to bylo nawiazanie do posta poprzednika :)
kuba a
[10 sierpnia 2013]
Co Wy z tym powrotem? Przecież Piotrek już gdzieś od roku podrzuca okazjonalnie teksty :)
Gość: kidej
[9 sierpnia 2013]
Glupio psuc powrot, ale...

1) Jude Law
2) Ethan Hawke

Dosc czeski blad ;)
Gość: szwed
[9 sierpnia 2013]
Wrócił to za dużo powiedziane, wpadł na chwilę:)
Gość: Lukas
[8 sierpnia 2013]
Oj tam już EP-ka - Piotr Szwed wrócił! :)

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także