Ocena: 7

Octo Octa

Between Two Selves

Okładka Octo Octa - Between Two Selves

[100% Silk; 28 maja 2013]

Pora żniw dopiero się rozpoczęła, tymczasem w muzyce elektronicznej trwają one w najlepsze. Urodzaj panujący na scenie może zadowolić zarówno fanów kontemplacyjnych, eksperymentalnych dźwięków, jak i miłośników tanecznych rytmów. Najnowsze wydawnictwo Octo Octa nietrudno przeoczyć pośród premier takich tuzów, jak Boards of Canada (a propos żniw) oraz Juan Atkins & Moritz von Oswald, czy parkietowych wymiataczy, jak Disclosure i Mount Kimbie. Byłoby to spore niedopatrzenie, ponieważ reprezentantowi 100% Silk udaje się pogodzić dwie powyższe fanbazy, które na pierwszy rzut oka wydają się dość odległe.

Michael Bouldrty-Morrison już swoją EP-ką „Let Me See You” z 2011 roku pokazał się światu jako producent, który posiada talent do budowania rytmicznych, parkietowych bangerów. Przy kawałku tytułowym czy „I’m Trying” (z fenomenalnie samplowaną Amerie) nóżka chodzi mimowolnie. Warto także wspomnieć o współpracy z Amandą Brown pod szyldem LA Vampires by Octo Octa, a także o jej interesujących efektach pod postacią self-titled EP-ki. Tym samym Bouldrty-Morrison wyrasta powoli na głównego rozgrywającego 100% Silk, oferując najbardziej taneczne brzmienie ze wszystkich wydających w sub-labelu Not Not Fun.

W związku z powyższym, oczekiwania w stosunku do debiutanckiego długograja brooklyńczyka były dość mocno rozbudzone. Na szczęście zostały w większości zaspokojone. „Between Two Selves” potwierdza nie tylko dobrą formę zawodnika, ale też jego talent do budowania atmosfery oraz szerokie horyzonty muzyczne. Udało się Octo Octa zachować groove z EP-ek, jednocześnie dopieszczając kompozycje. Brzmienie albumu ma więcej elegancji i jest subtelniejsze, niż na poprzednich wydawnictwach. Płyta jest od nich mniej intensywna i pozostawia więcej miejsca na oddech, zwłaszcza na początku i na końcu. Melodie wpadają w ucho, przy czym tekstury i wokale są mocno rozmyte („Please Don’t Leave” i „Come Closer”).

Bouldrty-Morrison nie stroni także od łamania rytmu, np. w „His Kiss”, i pomimo tego eksperymentalnego zabiegu, wychodzi mu najbardziej dynamiczny i taneczny utwór na płycie. Podziw budzi zręczność z jaką brooklyńczyk żongluje gatunkami muzycznymi. Rodowodów kompozycji należy szukać od opuszczonych magazynów Chicago i Detroit, po nielegalne rave’y na Wyspach i w Europie kontynentalnej. Spoiwem łączącym te odległe bieguny muzyki elektronicznej jest gęsta i zamglona atmosfera, charakterystyczna dla lo-fi freaków tworzących obecnie house (wspomniana Amanda Brown czy Ital), jak i intymność i zmysłowość, które wynikają wprost z wrażliwości Michaela.

Krzysztof Krześnicki (11 lipca 2013)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także