Ocena: 8

Toro Y Moi

Anything In Return

Okładka Toro Y Moi - Anything In Return

[Carpark; 22 stycznia 2013]

Chaz Bundick zawiódł mnie dwa razy. Raz kiedy na OFF Festivalu zamiast czarodzieja za konsoletą (na co nastawił mnie YouTube, damn U, Internet!) wystąpił bardzo przeciętny indie-rockowy cover band Toro Y Moi i drugi raz, kiedy płytę „Underneath the Pine” nagrał starzejący się, pretensjonalny meloman podszywający się pod sympatycznego okularnika. Cieszę się, że Chaz na „Anything In Return” pogodził się z samym sobą i połączył młodzieńczą świeżość z pierwszego albumu z aranżacyjną i kompozycyjną dojrzałością z drugiej płyty. Nawet mimo tego, że nie zdjął golfa i wciąż trzyma cygaretkę między palcami.

„Underneath The Pine” było albumem, na którym Bundick zmierzył się z etykietką wizjonera i geniusza popu, który inkrustuje swoje utwory wzorem starych mistrzów studyjnego dłubania. Efekt był według mnie dyskusyjny i mimo wielu wspaniałych dźwięków („New Beat” czy „Still Sound”) nie dorósł do poziomu debiutu. Brakowało w tym wszystkim polotu, a rzemieślnictwo podlane sosem prawdziwego talentu co prawda zachwycało, ale odrobinę przytłaczało zamiarami i retro feelingiem. Oczywiście, „Underneath The Pine” to aranżacyjny majstersztyk, ale podskórnie można było czuć, że te aranże można było wykorzystać w inny sposób, a chyba nie ma lepszego sposobu niż powrót do ducha debiutu.

„Causers Of This” nie miała tak rozbudowanych aranżacji, ale miała tę iskrę, która w gąszczu maniackiego wręcz dbania o kompozycyjne i stylistyczne detale odrobinę się u Bundicka zagubiła. Dlatego z tak szeroko otwartymi ramionami powitałem epkę „Freaking Out” - zapowiadała powrót do zwiewności pierwszych kompozycji z warsztatem, który przyszedł później.

„Anything In Return” to rozmowa na innym poziomie. To nie jest studio snoba, który na poprzednim długograju testował aranżacyjne zabiegi z lat siedemdziesiątych. Ale nie jest to już sypialnia muzycznego nerda, który nieśmiało wyśpiewuje do kaseciaka. To dialog między kompozycyjną witalnością i quasi-taneczną wrażliwością – echa Les Sins pobrzmiewają już w pierwszym utworze – a warsztatową mądrością, jaka przychodzi z czasem. Nie ma już miejsca na lo-fi – przestrzenie lekkiego dźwiękowego brudu i charakterystycznego, analogowego ciepła, które jeszcze przeplatały utwory z poprzednich wydawnictw zostały zastąpione klarownym miksem. Mniej jest pogłosów i przestrzennych efektów, dominuje dźwiękowa precyzja. Nie mogło być inaczej, bo ilość detali – gitarowych akcentów, uderzeń pianina, czy niemal juke'owych kawalkad bębnów („So Many Details” to nie tylko utwór o związkowych meandrach, ale i autotematyczny wykład muzyczny) - przyprawia o ból głowy. Świetna jest też dynamika albumu – energetyczną pierwszą część uspokaja „Touch”, by na poziomie „Never Matter” wrócić na dwa utwory do żywszych kompozycji. Względem poprzedniego albumu zmieniły się proporcje w instrumentarium - „Anything In Return” mocniej używa syntezatorów, a jazzujące, niemal frenetyczne partie MicroKorga (lub czegoś brzmiącego jak MK) doskonale dopełniają niejeden aranż. Wspomnieć trzeba o pracy pianina, którego akcenty niejednokrotnie decydują o charakterze utworu.

Jeśli chodzi o melodie, to Bundick oferuje to, co zazwyczaj – zdrową proporcję między chwytliwymi hookami, a harmonicznym wyrafinowaniem. Dzięki temu odrobinę psychodeliczny, zwiewny „Studies” (ach, rock lat sześćdziesiątych) sąsiaduje z rozbudowanym „High Living”. Toro Y Moi nigdy nie liczył się z lenistwem słuchaczy, a najlepszy sposób na pobudzenie muzycznego myślenia to konfrontowanie melodyjnej chwytliwości ze złożonymi, głęboko przemyślanymi strukturami.

„Anything In Return” to album z charakterem i dojrzałością rzadko spotykaną u tak młodych artystów jak Bundick. Z płyty niemal wylewają się świetne, przemyślane i świadome do granic decyzje artystyczne, a melodyjna lekkość pozwala myśleć o kompozycjach jako o czymś więcej niż warsztatowych majstersztykach. To już pewne – Chaz Bundick bardzo szybko osiągnął artystyczną dojrzałość, aż strach pomyśleć, co będzie z nim dalej.

Paweł Klimczak (18 lutego 2013)

Oceny

Jędrzej Szymanowski: 8/10
Wojciech Michalski: 8/10
Kasia Wolanin: 7/10
Paweł Gajda: 7/10
Paweł Szygendowski: 7/10
Rafał Krause: 7/10
Kuba Ambrożewski: 6/10
Michał Pudło: 6/10
Łukasz Błaszczyk: 6/10
Sebastian Niemczyk: 5/10
Średnia z 11 ocen: 6,27/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: D
[21 lutego 2013]
ja się zgadzam w całej rozciągłości, zaskakująco dobre
Gość: pszemcio
[18 lutego 2013]
uuuu, nie zgodzę się ani w temacie koncertu na offie ani w temacie „Underneath the Pine” , ale z oceną końcową nowej płyty się zgadzam w zupełności
Gość: rafał
[18 lutego 2013]
roczarowujący Toro Y Moi na Ofiie??? pffffffff

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także