Ocena: 6

Yo La Tengo

Fade

Okładka Yo La Tengo - Fade

[Matador Records; 15 stycznia 2013]

Georgia Hubley i Ira Kaplan pozostają parą z najdłuższym stażem w indie-światku. Urocze? Tak i nie, bo chociaż Tęga Jola zawsze trzymała się w intymnym cieniu, to pozostaje budzącą respekt weteranką, która o całej scenie lat 90. mogłaby dziarsko powiedzieć been there, done that. Szalone czasy pozostały wspomnieniem, ale sęk w tym, że to właśnie uczciwi kreślarze piosenek wyszli z przeszłości obronną ręką.

„Fade” to zbiór kruchych kompozycji działających jak ogrzewacze do dłoni. Odwrót w cichy kąt jest zdecydowany, znikają eklektyczne ambicje nakręcające „Popular Songs” i na przestrzeni całego albumu rozciąga się atmosfera „Our Way To Fall”, której nie rozrzedza nawet kulinarne puszczanie oka. Nieco żywsze „Ohm”, „Is That Enough” i "Paddle Forward" to wyjątki na tym zaspanym albumie, gdzie subtelnie motoryczne „Well You Better” brzmi jak „Little Honda” bez paliwa, zapowiadając wczesnowiosenne wycieczki rowerowe. Wtedy też kręcącą się przy "Stupid Things" łezkę w oku zrzuci się na zacinający wiatr.

Można protekcjonalnie pochylić się nad „Fade” jak nad wzruszającym staruszkiem, ale można też poczuć, że to nie tyle samotne fade, co poszukujące ciepła fade into you. W świetle emocji nieważne będzie, że „Cornelia and Jane” to już nie „Nowhere Here” czy „Shadows”, że nadużywany tu format niepewnej siebie piosenki podkłada się ostrzu krytyki. „Fade” to nie-najwspanialszy album z najwspanialszymi intencjami, co pośród krwawych zamieszek w świecie fonografii zupełnie wystarcza, żeby ryzykować ukrywaniem go pod poduszką.

Karol Paczkowski (6 lutego 2013)

Oceny

Kasia Wolanin: 8/10
Jędrzej Szymanowski: 6/10
Michał Pudło: 6/10
Paweł Gajda: 6/10
Średnia z 4 ocen: 6,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: mbv
[10 lutego 2013]
bo ostatni konkurenci powymierali / przeszli na emeryturę 10 lat temu. dla reaktywowanych beach boysow tez nie bylo konkurencyjnej plyty
Gość: x666
[10 lutego 2013]
W porównaniu z płytami umieszczonym w rankingach za lata 2012, czy 2011 przez ten portal, nowe mbv to inna planeta. Nie było w tych podsumowaniach nawet jednej konkurencyjnej płyty.
Gość: mbv
[9 lutego 2013]
nijaka płyta, nad którą przelecielibyśmy z równą obojętnością, z jaką mijamy na dłuższą metę nowe YLT, gdyby nie te magiczne "22 lata", które zobowiązują - teoria kosztów utopionych, lata czekania, ekscytowania, klepania komentów domagają się usprawiedliwienia. "Może być", nic ponadto.
Gość: x666
[9 lutego 2013]
W styczniu był to najlepszy album, ale już nie jest najlepszym w 2013, jest oczekiwana przez 22 lata nowa płyta My Bloody Valentine (dostępna w super jakości 96/24). Po przesłuchaniu można by rzec, że przez te 22 lata nic istotnego w muzyce się nie wydarzyło (obiektywnie powinienem użyć "prawie nic"). Może być i tak, że przez następne 22 lata nic równie wielkiego się nie wydarzy. Jak na razie na pewno najlepszy album w aktualnym dziesięcioleciu.
Gość: marek js
[8 lutego 2013]
YLT co roku grają na maratonie WFMU, pomagają zbierać pieniądze grając kawałki, o które poproszą dotujący radio słuchacze. Za to należy im się dozgonny respekt. Albumy nie idą im tak bardzo, ale też nie muszą. Presji nie ma, to nie wyścigi.
Gość: karol p nzlg
[8 lutego 2013]
i jak na mój gust również, ale wiadomo, że to typowy album-spryciarz, który starymi chwytami celuje w czułe struny. i nie mam nic przeciwko, a wręcz przeciwnie, ale okrągła ocena to zawsze ta racjonalna strona zabawy, mało już zazwyczaj zabawna. a przy tym wszystkim najmniej ważna, dlatego wciąż zadziwia mnie to wszędobylskie licytowanie się na cyferki. cieszmy się po prostu prawdopodobnie najprzyjemniejszym drugorzędnym albumem tego roku.
Gość: x666
[7 lutego 2013]
Jak na mój gust też, w całym ubiegłym znalazłbym może 2 pozycje konkurencyjne.
Gość: takisam
[6 lutego 2013]
Jak dla mnie najlepszy album stycznia,.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także