Esben And The Witch
Wash The Sins Not Only The Face
[Matador; 21 stycznia 2013]
Po mało zadowalającym debiucie, można było spisać zespół na straty i wrzucić do jednego wora z niespełnionymi nadziejami, które zamiast w pełni zabłysnąć, pozostawiły po sobie jedynie łatwo ginące w odmętach pamięci i internetu poblaski rzeczywistej doniosłości. Tam, gdzie debiutanckie „Violet Cries” rozłaziło się w przydługich impresjach, lejących się w powoli rozwijanej dramaturgii, tam nowy album Brytyjczyków zdaje się łapać bardziej konkretny kształt. Doszedł wyraźny nerw w utworach krótszych i bardziej zwartych, takich jak otwierający całość „Iceland Spare” czy pulsujący „Despair”. Momentami zespół wkracza do krainy leśnej mgły, zahaczając o klimaty The Cure z okresu (a jakże) „A Forest”. Swoista spogłosowana siatka dźwięków najlepiej się prezentuje w utworze „Shimmering”, gdzie powolny rytm wytycza ścieżkę dla leniwie sunących gitarowych plam i tonącego w wibrującym tle wokalu Rachel Davies.
„Wash The Sins Not Only The Face” nie jest wciąż niczym specjalnym, ale na pewno jest bardziej intensywny i piosenkowy od swego poprzednika. Obawiam się jedynie, że resentymenty za coldwavem i brzmieniami ze stajni 4AD lepiej się obecnie odbijają w mniej oczywistych przekładach, chociażby w znakomitym zeszłorocznym debiucie Purity Ring, u których te inspiracje wybrzmiewają w leśnej, ale też i miejskiej elektronice.