The Beach Boys
That's Why God Made The Radio
[Capitol; 5 czerwca 2012]
Tytułowy singiel zapowiadający to wydawnictwo stanowił dla wszystkich bardzo miłe zaskoczenie, wszak nie tylko nie było wiochy, ale i była doskonała kompozycja skupiająca wszystko, co powinno się w takim reaktywacyjnym singlu tego zespołu znaleźć. W tych trzech minutach dostaliśmy zatem retro walczyk, nostalgiczny tekst, rozbudowane harmonie, niebanalną melodię, no i słońce, dużo słońca. Niespodzianka nie była wprawdzie tak nieoczekiwana, zważywszy na zapowiedzi przedstawiające Briana jako autora lwiej części materiału, a także – co za tym idzie – pamięć o „That Lucky Old Sun” sprzed trzech lat, jego ostatnim autorskim materiale, który był przecież prawdziwą bombą (i tam mogliśmy rzeczywiście mówić o przyjemnym zdziwku). Podczas youtube’owej wędrówki przez filmiki dokumentujące pięćdziesięciolecie kariery można zastanawiać się nad psychiczną formą mistrza, nad tym, na ile tu i ówdzie jest on faktycznie obecny (really, kids, don’t do drugs), ale słuchając jego nowych dokonań nie ma wątpliwości, że jako kompozytor odznacza się nadal zadziwiającą przytomnością.
Jasne, trudno pozbyć się wrażenia, że powrót The Beach Boys został zaprojektowany jako powrót grupy pod postacią najlepiej pamiętaną przez masy, czyli – jednak – realizowaną przez pierwszy poziom znajomości/rozpoznawalności jej dokonań: proste (dobre sobie!) piosenki o dziewczynach, samochodach oraz atrakcyjności stanu Kalifornia. Jako że minęło pół wieku od czasów świetności tego etosu, należało spojrzeć na to wszystko z odpowiednim ładunkiem tęsknoty, którą w rezultacie podszyto zarówno treść tekstową, jak i muzyczną albumu. Proszę spojrzeć, jak symbolicznie przedstawia to dzisiejsza prezencja starszych panów: ich koszule nadal zdobią fantazyjne wzory, ale rękawy jakby dłuższe… W końcu – umówmy się – nikt na tym etapie nie spodziewa się po nich rewolucji. Mimo wszystko, nie dostaliśmy – dzięki bogu – garści prostych rockenrolli, a zestaw często dostojnych, rozbudowanych utworów (no harmonie, ale to wiadomo), spośród których nawet te najbanalniejsze niepozbawione są chociażby momentów wybijających się ponad przeciętność (weźmy np. mostek „Isn't It Time”). Całość „That’s Why God Made The Radio” jest przy tym zatopione w sztafażu ewidentnie geriatrycznym. Trudno żeby było inaczej, jednak nic na to nie poradzę, że kiedy przejdę do porządku dziennego z do przesady wypolerowanym brzmieniem nu-retro, każdy aspekt tej emeryckości jakby mnie rozczula. Od podciągniętych autotunem głosów (w funkcji korekcyjnej, nie żeby od razu jakiś T-Pain) po gitarę w kradnącym hook z „Tiny Dancer” „Spring Vacation”, jak od jakiegoś starego Claptona (i mam na myśli jego wiek, nie klasyczne nagrania). Nie mówiąc już o autentycznych wzruszeniach, płynących z czystego piękna ułożonych po sobie nutek, jakich dostarcza sekwencja finałowych kawałków, zapewne grająca rolę tego zapowiadanego odwołania do „Pet Sounds”. Ja wiem, że Ala Jardine’a stawia się tuż za Mikiem Love’em pod względem nieużyteczności w zespole, ale jak nie przepadać za tym kreskówkowym timbre z pierwszej części czołowego tutaj „From There To Back Again”?
Historia The Beach Boys jest – jak wiemy – niezmiernie zawiła. W pewien sposób odzwierciedlają ją wszystkie te zalety i odpowiednio potraktowane wady tej płyty, składając się jednocześnie na bardzo ładną celebrację niepowtarzalnego stylu.
Komentarze
[20 maja 2021]
[20 maja 2021]
[15 grudnia 2012]
[15 grudnia 2012]
[15 grudnia 2012]
[15 grudnia 2012]