Ocena: 6

The Soft Moon

Zeros

Okładka The Soft Moon - Zeros

[Captured Tracks; 30 października 2012]

W połowie lat 90. jak grzyby po deszczu wyrastały telewizyjne produkcje, głównie amerykańskie seriale, masteringowane przy pomocy jakiejś pokracznej, ówcześnie chyba przełomowej technologii dźwiękowej, która sprawiała, że każdy odgłos, zwłaszcza wystrzał pistoletu i warkot silnika Range Rovera (tak, masz mnie, myślę o „Strażniku Teksasu”) wybrzmiewał jakby z kosmicznej rezonansowej tuby, mienił się warstwami metalicznych pogłosów – przypominało to szuranie astrożwiru (moje ówczesne określenie). Najnowszy album Luisa Vasqueza a.k.a. The Soft Moon – „Zeros” – wywodzi się z podobnych technologicznie obszarów i momentami przywołuje wspomnienia. Głównie jednak mroczne utwory zebrane na płycie jawnie inspirowane są post-punkowym, krautrockowym i industrialnym brzmieniem, gdzie nie spojrzeć syntezatorowy miąższ przełomu lat 80. i 90. Chwyty znane z post-punkowych bangerów Vasquez przeciąga jednak na mroczną stronę i sprzęga w służbie Piosenkowej Symfonii Industrialnego Piekła.

„Zeros” bardzo umiejętnie wywołuje w słuchaczu poczucie zagrożenia. Nie zrozumcie mnie źle – drugiego LP The Soft Moon słucha się komfortowo… w specyficznym znaczeniu tego słowa. To tak, jakbyś bezpowrotnie wsiąkał/a w fabułę oglądanej właśnie „Strefy Mroku”. Specyficzny komfort, z całą pewnością zamknięty w szklanej kuli odbioru fikcyjnych stanów świadomości – wiadomo, muzyka nie wylezie z głośników i nie zadusi nas długimi czarnymi włosami. Vasquez osiąga tego typu zagadkowe i niejednoznaczne atmosfery umiejętnym użyciem filtrów. Niepokoi nas tu nieprzewidywalność wewnątrz dźwięku – jego wysokość i elementy składowe podlegają trudnym do opisania fluktuacjom. Do tego dochodzi manipulacja taśmą, wokalizami („Remembering The Future”), agresja perkusyjnej stopki („It Ends”) i kultowy kraut-rytm, Motorik („Insides”, „Want”).

W całym tyglu artystów zorientowanych na diggowanie retro-brzmień Luis Vasquez nieco odstaje, zamiast sięgać po kolorowe taneczne sample woli spuściznę po Neu! i Joy Division. Dość dodać, że jego najnowszej płyty słucha się z przejęciem od początku do końca – „Zeros” zdecydowanie lepiej niż debiutancki LP („The Soft Moon”) ujmuje ten grim-vibe, choć można też narzekać, że wciąż mamy do czynienia jedynie z instrumentalnymi szkieletami potencjalnych piosenek. W każdym razie „Zeros” nie jest płytą z brzmieniami epoki. Jest up to date, 2012. To największy atut.

Michał Pudło (29 listopada 2012)

Oceny

Wojciech Michalski: 7/10
Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: piotr
[4 grudnia 2012]
debiut był wyraźnie lepszy
Gość: jfk
[1 grudnia 2012]
jak niżej
Gość: lyzka
[30 listopada 2012]
popieram taa
Gość: taa
[29 listopada 2012]
pierwsze zdanie to jest naprawde straszny fail

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także