Ocena: 7

The Gaslamp Killer

Breakthrough

Okładka The Gaslamp Killer - Breakthrough

[Brainfeeder; 17 wrzeœśnia 2012]

Ani się nie obejrzeliśmy, a jeszcze przed chwilą świeże i gorące nagrania prominentów Mo’Wax stwardniały i zamieniły się w pomniki. Dziś, po upływie raptem kilku lat, na scenie kontynuującej kierunek gatunkowy owej brytyjskiej wytwórni pojawia się ferajna, która za pomocą tych samych narzędzi, jakich używali m.in. wywodzący się z niej twórcy, udowadnia, że z alternatywnego bitmejkingu można wycisnąć jeszcze dużo soku i odroczyć na kolejne lata termin jego świeżości. Jednym z jej członków jest właśnie William Benjamin Bensussen.

The Gaslamp Killer, pomimo że „Breakthrough” to jego pierwsze LP, nie jest żółtodziobem. Jego talent zdradzały już EP’ki z lat 2008-10 (wydawał też gros woluminów z mixami), ale paradoksalnie największą sławę i uznanie przyniosło mu wydawnictwo jego kolegi po fachu. Tak się składa, że właśnie GLK był jednym z filarów sukcesu entuzjastycznie przyjętego „A Sufi and a Killer” Gonjasufiego. Produkcje stworzone dla szamańskiego rapera zapewniły Gaslampowi renomę osobliwego bitmejkera, który łączy orientalno-mistyczną aurę z brudnym stukotem bębnów. Teraz wreszcie prezentuje swoje możliwości w pojedynkę. I nie jest to bynajmniej złe posunięcie – pokuszę się o stwierdzenie, że Bensussen stworzył na debiucie swoisty seans spirytystyczny. Jako medium wybrał lata świetności Shadowa i Madliba i za ich pośrednictwem przekazuje nam swoją wizję świata.

Nie jest to zarzut o plagiat, wręcz przeciwnie, „Breakthrough” błyszczy kreatywnością. GLK nakreśla swój charakter, szastając strukturami rytmicznymi, do tego nie rozstaje się ze swoim sygnaturowym Orientem. Wspomniani we wcześniejszym akapicie mistrzowie gatunku stają się bazą, wyjściem dla elektronicznych wycieczek i wygibasów. Przykładowo: perkusje o brzmieniu rodem z „Endtroducing.....” początkowo płyną schematem, po czym gwałtownie się rozkręcają, łamiąc standardowe metrum („Keep It Smile Stupid” z udziałem Shigeto). Natomiast wplecione w muzykę gadające głowy w klimacie „Madvillainy” przywołują znajome przestrzenie, po to, by za chwilę wytrysnąć 8-bitowymi dźwiękami. Artysta podejmuje zatem dialog z tym, co zostało wcześniej już ugrane na polu bitmejkingu, puszcza oko w kierunku przeszłości, ale zarazem wpasowuje się w aktualne trendy.

W niektórych utworach Amerykanin używa dźwięków rodem z vintage-horroru, czym przypomina nam o dokonaniach popularnego niegdyś RJD2 (zwłaszcza w czasach świetnego „Deadringer”). Jeżeli wspomnę jeszcze o pojawiającym się dwukrotnie Gonjasufi, ze swoim „ujaranym”, śpiewającym flow, to możemy zacząć się zastanawiać nad spójnością albumu. Rzeczywiście, Bensussen upchał na tej płycie różnorodność o sporej rozpiętości stylistycznej. Jednak dzieło Kalifornijczyka pomimo tematycznego rozbicia zostało pod względem formy tak sprytnie skonstruowane, że jego szwy stają się przysłowiową igłą w stogu siana.

Nie sądzę, aby „Breakthrough” mogło zdetronizować osiągnięcia Flying Lotusa, ale The Gaslamp Killer udowadnia swoim debiutem, że na placu szeroko pojmowanego instrumentalnego rapu ciągle można znaleźć nieużywane zabawki. Ta płyta to brzmieniowy tygiel, precyzyjnie skonstruowany samochodzik z napędem na cztery koła, z których każde opętańczo skręca w innym kierunku.

Rafał Krause (3 października 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także