TNGHT
TNGHT [EP]
[Warp/LuckyMe; 23 lipca 2012]
W czasach, gdy rak retromanii dotyka praktycznie każdego gatunku w muzyce (a w szczególności muzyki gitarowej i popu, które są w grupach największego ryzyka), wielu słuchaczy spogląda w kierunku pewnych odłamów muzyki elektronicznej, by tam szukać wybawienia od bezlitośnie nieskończonego recyklingu muzycznych epok. Mam głównie na myśli te rejony kompozycyjne, które bazują na strukturach rytmicznych kojarzonych z hip-hopowym brudnym południem. I właśnie w odpowiedzi na tego typu zapotrzebowanie, dwóch szacownych producentów, Lunice i Hudson Mowhawke, dobrało się w duet, który wychodząc od wspomnianej techniki produkcyjnej, funduje chemioterapię wszystkim wyniszczonym przez muzyczne déjà vu.
Można się oczywiście spierać o wartość i znacznie reminiscencji w muzyce, jednak faktem jest, że obecnie mamy ich nadwyżkę. Można też zadać sobie pytanie, na ile nowatorskie jest dzieło duetu TNGHT i czy przypadkiem także nie bazuje ono na istniejących już kliszach (w końcu technika chopped-and-screwed stosowana była już na początku lat 90.). Jedno jest pewne - obcowanie z EP’ką tych gości wywołuje poczucie absolutnej świeżości.
Do rzeczy: te niespełna 16 minut „TNGHT” to takie membranowe stroszenie piór, eksponowanie zębów i napinanie mięśni. Tak jakby Warp dał tym panom zielone światło, a oni w tym czasie odstawiają popisówkę swoich możliwości, pozostawiając słuchacza totalnie skonfundowanego. Ich produkcja to bowiem rzecz mocna, bezkompromisowa i jednocześnie cholernie intrygująca.
Pomimo wyraźnego powinowactwa TNGHT z amerykańskim podejściem do dźwięków, fizycznie bliski Stanów jest tylko Lunice (Montreal), Mowhawke za to rezyduje w Glasgow. Chociaż estetycznie ich produkcje plasują się gdzieś niedaleko Clams Casino, czy Rustiego (to akurat też Szkot), trzeba przyznać, że jednocześnie pod względem konstrukcji utworów daleko im do któregokolwiek z nich. Rytmicznie „TNGHT” nawiązuje do crunku, ale pozbawione jest standardowo pojmowanej przebojowości, chociażby z powodu braku konkretnych melodii (do określenia tej muzyki istnieje oczywiście osobny termin, tj.: trap music). Kompozycje są zatem bardzo surowe i minimalistyczne, co swoją drogą może niektórym przeszkadzać, bo sprawiają wrażenie wyzutych z jakiegokolwiek ducha. Zadziwiają przede wszystkim oryginalnością (vide: żonglerka hipnotyzującym rytmem, czy dyndające piszczałki).
Płycie towarzyszy pewna dychotomia – z jednej strony mamy wrażenie, że wszystko odbywa się z przymrużeniem oka, ale z drugiej odczuwamy złowieszczą atmosferę. Tak, jakbyśmy nie mogli rozpoznać, czy Lunice i Mowhawke żartują, czy po prostu nam grożą. Tak jest przez cały czas trwania tego krótkiego materiału, aż do marszowego „Easy Easy”, które raczy nas ciężką stopą i basem, zmielonymi z krzykiem i odgłosem tłuczonego szkła (nie mylić z Doniem), czemu po chwili wtóruje zabawny spitchowany wokal i 8-bitowy prysznic.
Duet TNGHT to coś jak niepohamowana ekspresja odruchów twórczych (co sugeruje już sama obwoluta), kreślona z łatwością, za pomocą narzędzi charakterystycznych dla dzisiejszej elektroniki. Głodni awangardy współczesnego instrumentalnego hip-hopu powinni rozglądać się za okładką a la Jackson Pollock.
Komentarze
[22 września 2012]
[21 września 2012]
Owszem, jakby rozpisać muzykę jednych i drugiego na nuty (tzn. klockowate układy w dowolnym programie do robienia muzyki :)), to pewnie wyglądałoby to podobnie, jednak w większości przypadków Clams Casino bardziej zagęszcza swoje produkcje, dodaje więcej tła - TNGHT z kolei jest bardziej "szarpane", pozostawia więcej przestrzeni, stąd trochę inna atmosfera, przynajmniej ja tak to czuję
[18 września 2012]
[18 września 2012]