Bakflip
Agent Orange 2012
[Embryo; 30 kwietnia 2012]
Kiedyś Rage Against the Machine inspirował się Staszewski z KNŻ. Dziś takich kapel jest więcej. Łączenie rocka z rapem przebiega w różnych proporcjach – najlepiej dobrał je Jan Wyga z Afrontów z Markiem Dulewiczem. Dlatego nie pozostaje nic innego, jak tylko cieszyć się z rychłego powrotu Bakflipu po bardzo dobrych i mocno niedocenionych „12 nędznych ludziach” sprzed czterech lat.
Poprzedni longplay został poprzedzony rozgrzewającą epką. Był to zabieg średnio nastrajający przed płytą długogrającą. „Agent Orange” nudził i zupełnie nie oddawał tego, co działo się na pełnym albumie. Nagrana na nowo i poszerzona o pięć dodatkowych utworów epka to już całkiem inna bajka.
Siedem niezłych, równych kawałków – żaden się nie wybija, każdego mogłoby nie być, powiedziałbym: „sześć na dziesięć”. Doskonale rozumiem, czemu znalazły się one na tej epce, a nie na nadchodzącym albumie. Każdy z tych siedmiu utworów nie ma startu do żadnego z „12 nędznych ludzi”. Co innego track ósmy, dokładnie nr 5 na płycie - „Kontakt”. Jak tamta siódemka była wyższą klasą średnią, tak ten jest wyższą klasą wyższą. Rytmiczna perkusja, pieczołowicie dobrana do gitar elektronika, science-fiction, ksenofobia, świetne skrecze ledwie 13-letniego DJ Flipa i wkurwienie wypisane na twarzy Gajdowicza. W końcu konkurent dla „Szahida”. Znamienne, że i tu Dulewicz się nie odzywa – może lepiej, kiedy skupia się na wiośle?
Jeśli longplay będzie taki jak „Kontakt” – nie mam pytań, płyta roku w swojej kategorii. W 2008 bardzo dobrą płytę poprzedziła przeciętna epka. Oby w 2012 coś niezłego zwiastowało rewelację!
Komentarze
[4 grudnia 2012]
[7 września 2012]
[7 września 2012]