Dirty Projectors
Swing Lo Magellan
[Domino; 10 lipca 2012]
Delaware County w stanie Nowy Jork. W głowie się nie mieści, że David Longstreth i spółka spędzili tam dwanaście pracowitych (zapewne) miesięcy w izolacji od świata, szlifując nowy materiał. Ten niezwykle długi okres odosobnienia w rustykalnej chatce zaowocował chaotycznym, lekko przerysowanym, posiadającym jednak dyskretny urok albumem. Nie wiadomo wiele na temat przebiegu wydarzeń, z całą pewnością jednak członkowie zespołu urządzali integracyjne warsztaty klaskania. Kunsztownie wyszły efekty, słyszymy je często.
Porzućmy jednak sarkazm i próbujmy opisać nowy album: jest nierówny, ale daleki jestem od wieszania psów. Słucha się go lepiej lub gorzej i bardzo różnie, w zależności od stężenia przesadzonych ozdobników (o których niżej). Tymczasem dwie ważne nowiny dla słuchacza przyzwyczajonego do „Bitte Orca”: pierwsza wiąże się z autorytarną okupacją mikrofonu przez Dave’a Longstretha. Na większości utworów to on skupia na sobie światła reflektorów, podczas gdy żeńska część grupy zalewa nas chórkami. Dave radzi sobie niestety średnio. Po wysłuchaniu „Just from Chevron” uświadamiam sobie nagle, że Longstreth nigdy nie będzie Czarny. Nawet przy żwawej linii basu a’la Jamerson, jak w singlowym „Gun Has No Trigger”. Zdecydowanie nie jest następcą Jackie Wilsona pomimo starań, by nas wszystkich przechytrzyć. Z łezką tęsknoty wspominam Amber Coffin (obecną w dawkach minimalnych) i Angel D. (nieobecną). Jedyny utwór z Amber-wokalistką, „Socialites”, to jedna z lepszych kompozycji.
Druga nowina to wprowadzenie wanna-be-awangardowych efektów perkusyjnych. O zakusach Longstretha w kierunku utrudniania słuchaczowi przeprawy przez muzykę wiemy nie od dziś. Trudno mi jednak przekonać się do jakiejkolwiek innowacyjności tych połamanych rytmów w strukturze piosenek. Wprowadzają przeważnie zamęt w solidnych utworach („See What She Seeing”). Sztuczki z perkusją i popisy wokalne to właśnie te ozdobniki, które zaburzają równowagę albumu. Najwyraźniej roczna biba na pustkowiu osłabiła umiejętność dobierania proporcji.
Najnowszy album Dirty Projectors oferuje sporo dobrego materiału, poukrywanego gdzieś pomiędzy egzaltowanymi wybuchami Longstretha. Pojawia się też niepewność czy aktualnie za kierunkiem, w jakim zmierza zespół, stoi przemyślany pomysł, czy jedynie Ego lidera.