NNFOF
No Name Full Of Fame
[Stay True; 11 czerwca 2012]
Najprościej debiut zielonogórskiego duetu NNFOF porównać do wydanej chwilę wcześniej pierwszej płyty Voskovych. Tu wszystko jest o ten magiczny poziom wyżej. I bity, i raperzy na featuringach, i to, czego najbardziej brakowało „5 złotym zasadom” – hity, które wspomniane zostaną w hip-hopowych podsumowaniach końcoworocznych.
Siwski i Tykshta wyczesali produkcje w stylu „koncertowa bomba”, wzorowo wykorzystane przez Hurragun czy HST z Miuoshem w dwóch kozackich przebangerach. MCs zresztą nie próżnują – prawdziwe sztosy dowalili i Zeus, i dotąd sporadycznie wybijający się – nigdy jednak z taką mocą – Oxon. Mało tego, z najlepszej strony pokazali się nie tylko legenda Peja, nie tylko wchodzący na legal PeeRZet, ale też tkwiący w undergroundzie Emrat czy HuczuHucz. Atmosfery nie psuje nawet Duże Pe w „Obcy z planety Ziemia” a.k.a. „kolejnym takim samym kawałku kibica Polonii Warszawa o złym świecie i własnej odmienności”, ani... Żyt Toster vel najzabawniejsza ksywka w branży. No, jest w tym wszystkim jeden jedyny Wack. Tak, przez wielkie „W”. Stillo, również zielonogórzanin, którego wyczyny po trzecim odsłuchu skipowałem już właściwie z urzędu.
Album klasykiem na miarę dwóch pierwszych „Kodexów” czy „Dobrej częstotliwości” Praktika nie zostanie. To jeszcze nie ten poziom. Ale nie ulega wątpliwości, że na przełomie grudnia i stycznia powinno się o nim pamiętać. Tak jak i o tym, że po tej płycie reprezentujący Zieloną Górę duet przestaje być „no name”. Wierzę, że z następnym krążkiem może zostać osiągnięty „full of fame”.
Komentarze
[10 stycznia 2014]
[30 września 2013]
[30 września 2013]